6 września 1944 roku na mocy dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego skończył się świat wspaniałej kultury ziemiańskiej. I tylko dzięki takim zapaleńcom, jak Ci z Kozłówki, mogło przetrwać dziedzictwo gromadzone przez wiele stuleci.
Wraz z końcem II wojny światowej skończył się świat ziemiaństwa w Polsce. Odpowiednie dekrety uwłaszczały majątki, parcelując je na małe kawałeczki, a zgromadzone w nich przez pokolenia skarby kultury i pamiątki polskiej historii były niszczone lub rozkradane. To, czego nie zniszczyli Niemcy, często ginęło w ramach wyrównywania statusu społecznego wszystkich obywateli. Podobny los czekał i majątek Zamoyskich w Kozłówce. To, że znaczna jego część ocalała, jest zasługą wielu ludzi, którzy wszystkie swoje siły poświęcali, by zachować dobro narodowe, jakim jest pałac ze swymi zbiorami. Zachowanie pałacu i przekształcenie na muzeum w czasach powojennych można porównać do cudu.
Świętując 75-lecie istnienia muzeum jego dyrektor Anna Fic-Lazor przypomniała kilka osób, którym zawdzięczamy zachowanie majątku i stworzenie muzeum.
Pałac Zamyskich w Kozłówce - dzisiejsze muzeum.Na jubileuszowej sesji przypomniała fragment listu Jerzego Płażewskiego, nestora polskiej krytyki filmowej, który pisał:
"Otóż ojciec mój, (Ignacy Płażewski) oficer rezerwy, odznaczony Krzyżem Niepodległości i Medalem za wojnę 1920 roku, został w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. mianowany komendantem Wojskowego Instytutu Naukowo-Wydawniczego, który zlokalizowano w Lublinie. Mówiąc później o tym okresie podkreślał zawsze, że obok osiągnięć edytorskich ma jedną nieoczekiwaną zasługę: „uratowałem – mówił – skarby Kozłówki". Ok. 10–15 sierpnia 1944 r. przyjechali do Lublina pracownicy Kozłówki, chyba urzędnicy ordynacji, którzy odwiedzili jakieś cywilne urzędy, usiłując zainteresować je losami zbiorów w Kozłówce. Nic tam nie wskórali, gdyż sprawę potraktowano jako niewczesną próbę osłaniania majątku obszarniczego, stworzonego, według ówczesnej terminologii, z krwi i potu pracującego chłopstwa. Ktoś poradził owej delegacji, by zwróciła się do mego ojca, który sytuację zrozumie. Delegaci wtajemniczyli ojca, który Kozłówki nie znał, w wartość zabytkową nagromadzonych tam dóbr i podzielili się lękiem o ich losy. Jak opowiadał ojciec, lękali się oni nie tyle grabieży przez okolicznych mieszkańców, ile przez oddziały Armii Czerwonej i maruderów z bronią w ręku. Ojciec mój niezwłocznie wysłał gazikiem podoficera i trzech żołnierzy, którzy zakwaterowali się w pałacu i nie dopuścili do wyniesienia zeń niczego. Nie umiem powiedzieć, jak długo trwała ta opieka nad Kozłówką, w każdym razie ta placówka była utrzymana aż do chwili, gdy sytuacja się ustabilizowała i pieczę nad obiektem przejęły władze lokalne”.
Między innymi za to działanie i poglądy sprzeczne z nową władzą Polski ludowej Ignacy Płażewski został w 1950 w stopniu pułkownika wyrzucony z wojska i aresztowany.
Drugim dobrym duchem Kozłówki w tych trudnych pierwszych powojennych miesiącach była Aniela Zaleska z Zasławia na Ukrainie. Straciwszy w 1943 r., z rąk okupanta, męża i innych członków rodziny, uciekła z więzienia i wraz zdwuletnią córką Elżbietą wyjechała do Warszawy. Tam nawiązała bliskie kontakty z Jadwigą Zamoyską i 9 lipca 1944 r. przybyła do Kozłówki, by z polecenia Zamoyskiej wziąć w opiekę opuszczony przez rodzinę majątek. Około 20 lipca Aniela Zaleska przyjęła w Kozłówce żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, później przebywali tu żołnierze Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego. Czytamy w sprawozdaniu Wydziału Muzeów i Ochrony Zabytków Resortu Kultury i Sztuki Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, że pod koniec października 1944 r. „W Kozłówce, powiat Lubartów, postanowiono stworzyć zalążek przyszłego Muzeum Narodowego”. Niespełna miesiąc później istnienie Muzeum Narodowego w Kozłówce było już faktem, co potwierdza subwencja pobierana „na cele kultury i sztuki”. Choć Zaleska według odnalezionej listy płac otrzymała tu posadę sekretarki, to najprawdopodobniej była osobą najsilniej związaną z tym miejscem i pełniącą o wiele ważniejszą rolę. Kiedy w październiku 1945 r. muzeum w Kozłówce zmieniło swą osobowość prawną, przyjmując nazwę Państwowego Ośrodka Muzealnego, Aniela Zaleska już oficjalnie stanęła na jego czele. Borykając się z wieloma przeciwnościami, niepewną sytuacją polityczną, ciągłym zagrożeniem ze strony grasujących „band” i brakami – finansowymi oraz materialnymi – najlepiej jak umiała starła się dbać o pałacowe wnętrza i zgromadzone w nich dobra.
Chociaż w 1949 r. za swoją działalność została odznaczona przez prezydenta Bolesława Bieruta Srebrnym Krzyżem Zasługi, to już pod koniec lutego 1950 r. musiała opuścić Kozłówkę. Oskarżona o działalność antypaństwową była przez kilka miesięcy przetrzymywana w więzieniu w Zamku Lubelskim. Ostatecznie odzyskała wolność, ale na Lubelszczyznę już nigdy nie wróciła.
Kozłówka miała również szczęście 10 lat temu, dzięki odważnej decyzji zarówno spadkobierców kozłowieckiego majątku, jaki i władz województwa lubelskiego. Podpisano dokument ugody w sprawie roszczeń spadkobierców Aleksandra Zamoyskiego o wydanie nieruchomości i ruchomości będących od 4 listopada 1944 r. we władaniu Muzeum w Kozłówce. Między innymi dzięki tej historycznej ugodzie, przytaczanej wielokrotnie jako wzór rozwiązania tych niezwykle trudnych spraw, muzeum mogło aplikować po środki europejskie i z powodzeniem prowadzi obecnie remont, który zakończy kilkudziesięcioletni proces rewaloryzacji całego założenia.