Już niespełna tydzień został do wydarzenia nazywanego "Iskrą Bożego Miłosierdzia", czyli wielkiej modlitwy na ulicach miast i wsi. Od wielu lat 28 września ludzie wychodzą na skrzyżowania, by oddać swoją miejscowość Bożemu miłosierdziu.
Doświadczenie wielu osób pokazuje, że odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia w miejscach niebezpiecznych czy trudnych, gdzie dzieje się jakaś krzywda lub ludzie narażeni są na niebezpieczeństwo, przynosi nieoczekiwaną zmianę. Pierwsza taka modlitwa odbyła się w Łodzi, później za jej przykładem poszły inne miasta. Dziewięć lat temu dołączył do nich Lublin.
– Na początku było to jedno skrzyżowanie obok kościoła kapucynów na Poczekajce i jedno na Abramowicach. Grupka ludzi wyszła o godz. 15 na ulice, by modlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia. W kolejnych latach skrzyżowań przybywało. Wiemy, że w naszej diecezji do Lublina dołączyły inne miejscowości – mówią Iwona i Jacek Wolscy z lubelskiej Diakonii Miłosierdzia Ruchu Światło–Życie.
Skrzyżowanie ulicy Abramowickiej z Głuską i Sierpińskiego w Lublinie przez lata należało do najbardziej niebezpiecznych w mieście. Mieszkańcy wielokrotnie zwracali się do władz miejskich z prośbą o przebudowę. Bezskutecznie.
– Mieszkamy w pobliżu i codziennie musieliśmy pokonywać to skrzyżowanie. Wyjazd z ulicy Sierpińskiego zawsze podnosił mi adrenalinę, tym bardziej że jechałam z dzieckiem, wioząc je np. do przedszkola. To na tym skrzyżowaniu od czterech lat zbiera się 28 września grupa ludzi i modli koronką. Po pierwszej takiej modlitwie okazało się, że miasto jednak przebuduje ulice. Dziś są tam światła. Pętla trolejbusów, która utrudniała wyjazd, została przeniesiona w inne miejsce, a skrzyżowanie przestało być niebezpieczne.
– Ktoś powie, że to przypadek, że akurat w czasie, gdy modliliśmy się na ulicy, miasto zdecydowało się na przebudowę. Może przypadek, ale my jesteśmy przekonani, że Boże miłosierdzie miało w tym swój udział – mówi Agnieszka Sawicka.
Jaką moc ma Koronka do Bożego Miłosierdzia, w swoim życiu doświadczyli Agnieszka i Daniel Sawiccy.
– Pamiętam z mojego dzieciństwa film o siostrze Faustynie. Bardzo zapadł mi w serce. Wtedy chyba pierwszy raz zetknęłam się z Bożym Miłosierdziem. Jednak dopiero doświadczenia dorosłego życia pokazały mi, jakim darem jest koronka – przyznaje Agnieszka. Wspólnie z mężem Danielem zaraz po ślubie postanowili zacząć formację w Domowym Kościele, wtedy pojechali też na rekolekcje, podczas których doświadczyli wielkiej mocy modlitwy koronką.
– Byłam wtedy w ciąży z pierwszym dzieckiem. Tuż przed wyjazdem na rekolekcje okazało się, że serce dziecka przestało bić. Mimo to wyjechaliśmy. Wspólnota otoczyła nas modlitwą i gdyby nie niemal namacalne doświadczenie Bożej opieki, nie wiem, jak przeżylibyśmy śmierć naszego dziecka. Modlitwa dała nam ukojenie i pewność, że śmierć to nie koniec – opowiadają Agnieszka i Daniel. Kiedy ponownie Agnieszka zaszła w ciążę, uchwyciła się Bożego Miłosierdzia. Koronką modliła się za nią też jej mama. Mimo różnych problemów Szymon urodził się zdrowy.
– Bałam się bardzo porodu, a po utracie pierwszego dziecka mój strach był jeszcze większy. Mimo to ufałam Bożemu miłosierdziu. Poród zaczął się o godz. 15, czyli w Godzinie Miłosierdzia, a kwadrans później urodził się nasz syn. Lekarze i położna byli zaskoczeni, że dziecko tak łatwo i szybko się urodziło. Wiem, że to wielki dar – mówi Agnieszka.
Kiedy powstawała lubelska Diakonia Miłosierdzia, czyli wspólnota ludzi, która zobowiązała się modlić koronką codziennie i służyć potrzebującym, Agnieszka i Daniel odnaleźli w niej swoje miejsce.
– Otrzymaliśmy za pośrednictwem Jezusa Miłosiernego tak wiele łask, że nie możemy o tym nie mówić. Modlitwa koronką stała się modlitwą naszej rodziny. Wspólnie z dziećmi, a mamy ich czworo, odmawiamy tę modlitwę. Wiemy, że w ten sposób ratujemy wiele dusz i sami możemy czuć się bezpiecznie – mówią małżonkowie. Przy czwórce dzieci, w tym bliźniakach, można poczuć zmęczenie po całym dniu.
– Kiedy dzieci dawały nam w kość i marzyliśmy o tym, by położyć je spać i mieć chwilę czasu dla siebie, kładliśmy je do łóżek i zaczynaliśmy odmawiać koronkę. Gdy kończyliśmy, dzieci już spały. To był kolejny znak Bożego miłosierdzia, jaki otrzymywaliśmy – mówią małżonkowie. Teraz nie mają wątpliwości, co robić, gdy zdarza się jakaś trudna sytuacja w życiu. Zaraz chwytają za różaniec i odmawiają koronkę.
– To artykuł pierwszej potrzeby w naszej rodzinie, rodzaj oręża do walki z przeciwnościami losu i sposób na pokój w sercu – przyznają małżonkowie.