Pokłóciłem się z żoną. Wyszedłem z domu i wsiadłem do autobusu. Jechałem obok kościoła kapucynów. Coś mnie tknęło. Wysiadłem. Zapukałem na furtę i powiedziałem, że chcę wstąpić do zakonu.
Co takiego proponuje święty ze średniowiecza, że współcześni ludzie dalej chcą go naśladować? Czy ktoś, kto nigdy nie słyszał o komputerach i internecie, może być idolem współczesnego człowieka? – Może. Jeśli ktoś mówi o św. Franciszku, że to święty „ciepłe kluchy”, to znaczy, że w ogóle go nie zna. Franciszek wąchający kwiatki i karmiący zwierzątka to Franciszek nierealny. Ten prawdziwy był bardzo konkretny i wymagał od siebie. Nie roztkliwiał się nad sobą. Postanowił oddać swe życie Chrystusowi i jeśli coś mu w tym przeszkadzało, walczył z pokusami, czasem wręcz drastycznie. To właśnie dziś ludzi pociąga – konkret – mówi o. Piotr Stasiński, asystent FZŚ na Poczekajce. To, jak żył św.Franciszek, pociągało coraz więcej ludzi, także tych, którzy mieli swoje rodziny. Chcieli, pozostając w swoim środowisku, realizować życie Ewangelią. To oni przyjmowali drogę wskazaną przez św. Franciszka, tworząc III zakon, czyli dziś Franciszkański Zakon Świeckich. Za św. Franciszkiem mogą iść wszyscy, niezależnie od wieku i stanu. Młodzi (tacy do trzydziestki) zaproszeni są do Młodzieży Franciszkańskiej, starsi do FZŚ. Jeśli ktoś chce w swoim życiu chrześcijańskim robić coś więcej, niż uczestniczyć tylko w niedzielnej Mszy św., może na przykład wejść na drogę formacji w duchu franciszkańskim. Młodzi zazwyczaj trafiają do grup Młodzieży Franciszkańskiej. Jednak zapraszamy także starszych, i to zarówno osoby samotne w różnym wieku, małżonków, jak i całe rodziny. W każdej chwili można dołączyć do wspólnoty III zakonu i przekonać się, czy to jest to, czy mam powołanie do tego zakonu – mówi Marcin Stec, odpowiedzialny za FZŚ na Poczekajce.
Kamil i Iwona są małżeństwem, mają syna Franka, który imię otrzymał na cześć św. Franciszka.
– Byliśmy po prostu chłopakiem i dziewczyną, gdy trafiliśmy na spotkanie FZŚ. Ojciec, który głosił nauczanie, nie owijał w bawełnę. Mówiąc kolokwialnie, walił z grubej rury o naszym życiu. To nas ujęło – mówienie wprost. Nikt nie głaskał nas po głowie, ale postawił przed nami dwie drogi, jakby życie i śmierć, i kazał wybierać. Wiedzieliśmy, że decydując się na życie według Ewangelii, możemy mieć wiele trudności, ale dla nas wybór był oczywisty – mówią małżonkowie. Nigdy tego nie żałowali. Kamil prowadzi własną firmę i nie wstydzi się przyznać do swojej wiary. Iwona jest pielęgniarką i choć nie ma wiele okazji, by mówić o swojej wspólnocie w pracy, stara się pokazywać swoim życiem, jakimi wartościami żyje. – Nie wychodzę wcześniej z pracy, nie kombinuję, wypełniam swoje obowiązki. Nic nadzwyczajnego – mówi Iwona. Dla wielu jednak, którzy patrzą na takich ludzi, ich zachowanie wydaje się nadzwyczajne. – Właśnie o to chodzi, by świadczyć swoim życiem. To już prowokuje do stawiania pytań i zmusza do refleksji. Ludzie widzą, kim jesteś, i jakoś się do tego ustosunkowują – mówi o. Piotr.
Marcin we FZŚ jest z całą rodziną. Zaczynał jako młody chłopak. Najpierw u kapucynów na Krakowskim Przedmieściu, a potem na Poczekajce.
– Był krótki czas, kiedy byłem poza wspólnotą i wtedy czegoś mi brakowało. Z grupą kumpli, którzy myśleli podobnie, zaczęliśmy szukać miejsca dla siebie. Trafiliśmy do Młodzieży Franciszkańskiej i zostaliśmy. Kiedy skończył się nam wiek młodzieńczy, przeszliśmy do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Nie wyobrażam sobie życia bez wspólnoty. Dzięki niej moja rodzina wygląda, jak wygląda. Normalne jest, że się wspólnie modlimy, że wyznajemy te same wartości. Każdy z nas próbuje się nieustannie nawracać – mówi Marcin. To, co go najbardziej ujęło w św. Franciszku, to umiejętność zmieniania siebie, swojego nastawienia i podejścia do spraw trudnych.
– Trędowaty dalej zostaje trędowatym, to ja się zmieniam – podkreśla Marcin. Święty Franciszek nie mógł znieść widoku trędowatego. Zresztą w tamtych czasach trędowaty był kimś wyrzuconym na margines, a kontakt z nim sprawiał, że także ciebie społeczeństwo odrzucało. A jednak Franciszek pokonał w sobie odrazę i zaczął usługiwać trędowatym. Sam opisuje w Testamencie takie zdarzenie: „Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty: gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się przykry. I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło się w słodycz duszy i ciała, i potem nie czekając długo, porzuciłem świat”. Dla Franciszka to była rewolucja. Nagle to, co napawało go odrazą, przestało być ciężarem.
– To także mamy odnieść do swego życia. Każdy powinien zadać sobie pytanie, co, a może kto w moim życiu jest trędowatym, co sprawia mi największy problem, co mnie jakoś niszczy i ogranicza. Odkrycie tego czegoś, uświadomienie sobie, dlaczego tak się dzieje i ofiarowanie tego Panu Bogu, uwalnia nas – mówi Marcin. Każdy, kto trafia do franciszkańskiej wspólnoty, poznaje zasady jej funkcjonowania i jeśli zechce, włącza się w formację. Podobnie jak w innych zakonach przechodzi etap przygotowania i rozeznawania swojej drogi, a potem składa profesję, czyli śluby, w których zobowiązuje się do życia według Ewangelii. Jeśli ktoś chciałby spróbować, lubelskie wspólnoty franciszkańskie zapraszają na spotkania w każdą sobotę w parafii ojców kapucynów na Poczekajce.
Tekst ze świadectwami powstał w 2013 roku z okazji odpustu ku czci św. Franciszka.