Jan Mela, działacz społeczny i najmłodszy w historii zdobywca dwóch biegunów, opowiadał w Lublinie o życiowych trudnościach i o tym, jak na niego wpłynęły.
Spotkanie z Jankiem Melą odbyło się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zorganizowało je Duszpasterstwo Akademickie KUL wraz z Fundacją „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Podróżnik opowiadał słuchaczom o swoim doświadczeniu drogi z Panem Bogiem i o tym, że każda trudność może stać się błogosławieństwem.
– Był czas, kiedy bardzo rzadko modliłem się modlitwą „Ojcze nasz” – mówił J. Mela. – Wiecie dlaczego? Po prostu bałem się, że gdy Bóg usłyszy słowa „Bądź wola Twoja”, naprawdę zechce wszystko za mnie ogarniać. Łatwo jest wypowiadać te słowa, gdy mamy fajny dzień, gdy dobrze nam się wiedzie, jednak gdy okazuje się, że Pan Bóg ma niekoniecznie hollywoodzki scenariusz na nasze życie, przestaje to być takie proste.
Podróżnik przekonywał, że gdy próbujemy kontrolować swoje życie na każdej płaszczyźnie, nic z tego nie wychodzi. – Chcemy, by cierpienia w życiu było jak najmniej, ale tak się nie da. Obojętnie jak byśmy się starali, krzyż nas zawsze dopadnie − mówił J. Mela.
To nie był koniec świata
Prelegent przypomniał historię swojego życia, gdy jako małe dziecko najpierw doświadczył pożaru domu i śmierci brata, a później sam uległ wypadkowi. – Różne trudności, które mnie spotykały, paradoksalnie mnie wzmacniały – podkreślał. – Dały mi przestrzeń do zadawania sobie podstawowych pytań. Przez wiele lat średnio obchodziło mnie, czy Pan Bóg jest, czy Go nie ma. Nie zastanawiałem się, po co żyję. Gdy po porażeniu prądem straciłem nogę, właśnie wtedy, gdy rozpędzałem się życiowo, poczułem, jakbym walnął głową w wielki znak stop. Wypadek oznaczał koniec jakiejkolwiek aktywności życiowej, koniec pasji, marzeń. Zacząłem weryfikować swoje życie, plany na przyszłość, cele. Chciałem zwiedzać świat, a okazało się, że nie mam nogi. Podróż do łazienki wydawała się wtedy czymś nieosiągalnym. Myślałem, że aby do tego świata pasować, trzeba być takim jak inni. Gdy okazało się, że nigdy taki nie będę, był to dla mnie koniec świata.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się