Kiedy mama Ines, Małgosia, dowiedziała się, że jest w ciąży, od razu zaproponowano jej aborcję, twierdząc, że dziecko, jeśli w ogóle się urodzi, będzie kaleką.
Brak snu sprawiał, że nie była w stanie funkcjonować.
– Bałam się wychodzić na ulicę, bo ze zmęczenia nie widziałam np. czy jedzie samochód. Nie mogłam chodzić do pracy, więc mnie zwolnili. Z czasem wycieńczony organizm zareagował paraliżem. Przeraźliwy ból pleców uniemożliwiał mi chodzenie. Po badaniach lekarze powiedzieli, że w moim kręgosłupie nastąpiły takie zmiany, że już na zawsze będę kaleką – opowiada Ines.
Brak snu oraz dokuczliwe bóle sprawiły, że Ines przestała wychodzić z domu.
– Z łóżka wstawałam na czworaka, by dostać się do łazienki. O kulach krok po kroku mogłam przejść z pokoju do kuchni. Z pełnej życia dziewczyny, która zawsze była w biegu, stałam się więźniem w domu, a ból jaki mi towarzyszył przy każdym kroku sprawiał, że nie chciałam się ruszać – mówi dziewczyna. Po czterech latach bez snu, ciągłych wizyt u lekarzy, brania silnych leków Ines była na skraju wyczerpania. Wówczas jej mama zarządziła, że skoro ludzie nic nie mogą pomóc trzeba szukać ratunku u Matki Bożej.
– Jeździłam przez ten czas sama do Wąwolnicy, prosząc o pomoc Maryję, ale Ines nie mogła już ze mną jeździć. Pomyślałam, że musimy dać radę i przyjechać obie. Dodzwoniłam się do ks. infułata Pęzioła, opowiedziałam o naszej sytuacji i poprosiłam o modlitwę i Mszę św. Usłyszałam „przyjeżdżajcie”. Wsiadłyśmy w samochód i ruszyłyśmy do Wąwolnicy. Był 3 lipca tego roku – mówi Małgosia.
Ines o kulach i podtrzymywana przeze mamę weszła do kaplicy Matki Bożej Kębelskiej. Tam ks. Pęzioł pomodlił się nad nią, została odprawiona Msza św. i kobiety prosiły Maryję o pomoc.
– W kaplicy spłynął na mnie wielki spokój. Miałam wrażenie, że mniej mnie boli, tak, że do samochodu doszłam o kulach sama bez pomocy mamy. Jechałyśmy do Lublina w milczeniu, ale pełne radości. W domu, zaraz po przyjeździe około godz. 17.00 poczułam, że chce mi się spać. To było uczucie, jakiego od 4 lat nie znałam. Położyłam się i zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia o 9 rano i wstałam z łóżka. Wówczas dotarło do mnie, że wstałam o własnych siłach. Zrobiłam kilka kroków bez kul i nic mnie nie bolało. Zaczęłam chodzić po domu i śmiać się z całego serca. Wiedziałam, że Matka Boża mi pomogła – mówi Ines.
Od tamtego dnia Ines śpi normalnie, paraliż zniknął, nie ma bólu. Świadectwo o swoim uzdrowieniu złożyła w księdze łask w Wąwolnicy. Opowiadając o tym co się wydarzyło zdała sobie sprawę, że cud miał miejsce 3 lipca – czyli w dzień odpustu Matki Bożej Płaczącej w lubelskiej katedrze, przed którą mama Ines wyprosiła zdrowe narodzenie dla niej.