KUL-owskie zjazdy "Książki z plecaka" zainicjowano w październiku 2017 r. - Była to odpowiedź na rosnące zainteresowanie samym pomysłem i na liczne prośby, żeby zrobić coś więcej - mówi dr hab. Lech Giemza.
W roku akademickim 2016/2017 zrealizowano około 50 wyjazdów do szkół średnich, ale jeżdżąc do szkół godziliśmy się na to, że proponowane przez nas pomysły trafiają do wszystkich – do zainteresowanych i niezainteresowanych. Na warsztaty mieli przyjechać chętni – i tej zasady trzymamy się do dzisiaj – tłumaczy dr hab. Lech Giemza, pomysłodawca akcji.
Jak podkreśla L. Giemza, pierwsze trzy zjazdy miały faktycznie charakter warsztatowy – grupki były stosunkowo niewielkie, więcej było też prowadzących. Mieliśmy ten komfort, że jeden prowadzący mógł przez cały dzień rozmawiać z laboratoryjną grupą do kilkunastu osób. Później wykruszyli się prowadzący, przybyło chętnych, życie zmusiło nas do tego, by „warsztaty” stały się w istocie wykładami z elementami interakcji z słuchaczem.
Zjazdy od początku odbywają się w soboty – z kilku względów. – Mieliśmy pewność, że przyjeżdżają uczniowie, którym zależy, nauczycielom łatwiej jest zorganizować wyjazd, gdyż sami nie muszą zabiegać o zwolnienie z pracy, a nam na KUL też łatwiej poradzić sobie z kwestiami organizacyjnymi, łatwiej chociażby o wolną salę na cały dzień – mówi wykładowca.
Akcentuje, że do tej pory przewinęła się w ramach akcji na KUL młodzież z kilkunastu ośrodków (Biała Podlaska, Krasnystaw, Krasnobród, Parczew, Komarówka, Biłgoraj, Lubartów, Chełm, Bełżyce, Lublin), czyli z tych miejsc, do których wcześniej „Książka z plecaka” docierała z warsztatami. – Rośnie zainteresowanie szkół spoza Lubelszczyzny. Na zajęciach w sobotę 9 listopada pojawili się młodzi ludzie z Mińska Mazowieckiego, wstępne zainteresowanie wyrazili nauczyciele z Leżajska, Otwocka, a nawet z Zabrza – mówi specjalista od literatury współczesnej.
Tradycyjnie, zjazd zaczyna się o godz. 10 i do 11.30 trwa pierwszy wykład, później jest przerwa obiadowa, następnie drugi półtoragodzinny wykład i po krótkiej przerwie jeszcze jeden wykład dla najbardziej wytrwałych. – Pewną tradycją stało się już to, że nie przywiązujemy wagi do „spóźnialskich”, gdyż wiele grup zależnych jest od komunikacji publicznej i dojazd bywa dla nich uciążliwy. Inaczej więc niż w tradycji akademickiej, zdarza się, że wykład jest przerywany przez dużą wchodzącą grupę, i nikt nie robi z tego problemu. Podobnie zresztą jest z wyjazdami – podsumowuje profesor Wydziału Nauk Humanistycznych KUL.