Jolanta Szymczyk, artystka, edukatorka i promotorka polskiej kultury za granicą - mówi o zachwycie mieszkańców Australii Lublinem i jego klimatem artystycznym.
Ks. Rafał Pastwa: Co robisz w Lublinie?
Jolanta Szymczyk: Właśnie skończyłam oprowadzanie turystów z Australii w ramach wycieczki po Polsce. Pochodzę z Katowic. Lublin jest z kolei miastem rodzinnym mojego męża i moim zdaniem najlepszym miejscem w tym kraju na kontakt z kulturą i sztuką. Zaznaczę, że prawie od trzech dekad mieszkam w Australii, na Wschodnim Wybrzeżu i widzę jak obcokrajowcy reagują na poszczególne miejsca nad Wisłą. Lublin ma to coś.
Czym są Artisan Tours w ramach Experiece Poland?
Sprowadzam do Polski anglojęzycznych mieszkańców Australii – pokazując mój rodzimy kraj przez specyficzny pryzmat – bo przez pryzmat kultury, sztuki, wzornictwa, rękodzieła i folkloru.
Jak rozumiem nie mogą to być wielkie grupy, skoro program przewiduje kontakt z artystami i odkrywanie klimatu danego miasta.
Teraz było kilka osób, ale maksymalnie dopuszczam grupy dziesięcioosobowe. To pozwala mi zorganizować program pobytu tak, by każdy uczestnik mógł zetknąć się z twórcami i ich wytworami, wykładowcami, kuratorami wystaw. Mamy możliwość rozmowy, odwiedzania domów twórców. W każdym mieście spędzamy kilka dni i nocy.
Co Australijczyków zadziwia w Lublinie najbardziej?
To, że jest to miasto ludzi słowa. Uczestnicy wycieczek wyczuwają serce artystyczne miasta nad Bystrzycą – a potwierdzają to wszystkie grupy, które były w Polsce. Mało tego, często zdarza się, że ktoś zostaje już indywidualnie dłużej w Lublinie, aby przedłużyć odkrywanie „zakamarków” miasta. Ważne są też okolice, które robią wrażenie na obcokrajowcach. Dla Australijczyków zadziwiające jest to, że nie ma w Lublinie pomników ani tablic poświęconych piłkarzom czy sportowcom, ale właśnie ludziom słowa, artystom, twórcom, osobom zasłużonym społecznie. Oznacza to, że strefa kultury w tym mieście jest dynamiczna.
Chcielibyśmy mieć w Lublinie piłkarską Ligę Mistrzów, tyle tablic upamiętniających twórców, ile jest w Wiedniu…
Ale mieszkańcy Lublina nie powinni narzekać, bo ta różnica wobec miast zachodniej Europy jest niewielka. Zwłaszcza od strony kultury. Australijczycy są zachwyceni ilością zieleni w Lublinie, dostępem do programów partycypacyjnych i kulturowych oraz tym, że mieszkańcy mają wpływ na sferę rozwoju „rzeczywistości miejskiej”. Jeżeli popatrzymy na kalendarz wydarzeń lubelskich – to często trudno się zdecydować co wybrać. To oszałamiające. Niepowtarzalne.
Pełna rozmowa w kolejnym papierowym numerze "Gościa Lubelskiego".