Plakat, który pojawił się na stronie wydawnictwa ojców franciszkanów, wzburzył wiele osób. A może popatrzeć na ten obrazek od innej strony?
Cytuję w całości: "Jadam mięsko, pijam mleko, lubię cukier, używam zabawkowych pistoletów - jestem katolikiem". Zachowałem oryginalną pisownię. Na obrazku mała dziewczynka z twarzą zasłoniętą watą cukrową. Myślę, że autorka tego "tekstu kultury" trafiła w sedno. Niechcący.
Nasz katolicyzm został sprowadzony do czytelnych, rytualnych gestów. Nie jesz mięsa? Pewnie jesteś ekoterrorystą i lewakiem. Takim od Hołowni. Najlepsze w tym wszystkim są chyba plastikowe pistolety. Plastikowe pistolety, plastikowy katolicyzm, odpustowe kramy i wata cukrowa. Ersatz zamiast oryginału, puste gesty zastępujące głęboką symbolikę. Kiedyś Tomas Merton, zapytany, do jakiego zdania sprowadziłby całą Ewangelię, odpowiedział: "Stań twardo na dwóch nogach". To akurat mamy kierunek w drugą stronę - infantylizacja wiary jako ideał.
U nas w domu mięso się je. Ale nie powiedziałbym, że "króluje na stole". Znam wiele osób, które z powodów zdrowotnych czy ideowych mięso z diety wykluczyły. I nie godzę się na klimat podejrzliwości wobec takich postaw. Szanuję i po części rozumiem. Cukier? Proszę przejść się do szkoły i sprawdzić, jak wyglądają dziecięce "śniadaniówki". Proszę spytać, skąd problem nadwagi u olbrzymiej części społeczeństwa. Jeśli nadużywanie alkoholu jest grzechem, to czym jest nadużywanie cukru i obżarstwo?
Jeszcze drobiazg na marginesie: franciszkanie przestrzegają przed herezjami Szymona Hołowni. Chciałbym nieśmiało się powtórzyć (kiedyś już o tym pisałem): herezje w kościołach są na porządku dziennym, głoszone wprost z ambon. Moja ulubiona: "Współczesny świat dąży do szczęścia duszy i ciała. Nie tego chce Kościół!". Ale to nie jest problem. Problemem są te wypowiedzi, które wykraczają poza ustalone status quo.