Ks. Łukasz Gron z Chełma pracuje za wschodnią granicą. W małej wspólnocie katolików na Kodymie podejmuje wielkie dzieła, łącznie z budową kościoła. To będą jego piąte święta na Ukrainie.
Tak jak w Polsce będzie wieczerza, kolędy i pasterka, bo choć to Ukraina, to parafię ks. Łukasza tworzą ludzie o polskich korzeniach.
- To już będą moje 5 święta na Ukrainie w ogóle, a 3 w Kodymie, na tutejszym probostwie. Nasza parafia jest typowo polska i katolicka. Sto procent katolików to potomkowie Polaków. Polak na Wschodzie, w Rosji i Ukrainie, zawsze znaczy katolik - mówi ks. Łukasz.
Te jedenaście rodzin pochodzi z zachodniej i centralnej Ukrainy i Mołdawii, dawnych Kresów I RP. Są z Chmielnicka, Szaróweczki (woj. lwowskie), Czeczelnika (woj. winnickie), spod Lwowa i w ponad 50 proc. parafian ze Swobody Raszków k. Raszkowa (słynnego z Ogniem i Mieczem oraz Pana Wołodyjowskiego).
- Ok. 15 osób (2-3 rodziny: Sajewscy, Kulynyczowie i Kołodyńscy-Semeniewscy co roku wyjeżdżają na święta do babci Niny na Prydniestrowie do polskiej, sercańskiej parafii w Swobodzie Raszków), zatem w Kodymie zostaje nas z dziećmi ok. 20-25 osób - wylicza kapłan.
Tak mała wspólnota spędza święta razem. Do wigilii zasiadają wszyscy razem, łącznie z dwoma prawosławnymi zaprzyjaźnionymi rodzinami.
- Do stołu zasiada nas około 15 osób. Każdy przynosi jakąś potrawę. Jemy kutię, barszcz, bigos, pierogi z kapustą i grzybami i inne tradycyjne wigilijne potrawy. Śpiewamy kolędy po polsku i po ukraińsku - opowiada kapłan.
Od dwóch lat, kiedy ks. Łukasz został proboszczem w Kodymie przed kościołem i w kościele przygotowują szopkę i choinkę. Zwykle były też prezenty, ale w tym roku jest kłopot.
- W tym roku niestety nie będzie podarków na święta dla rodzin z naszej parafii, gdyż ukraińskie celniczki na Budomierzu k. Lubaczowa nie puściły mnie na Ukrainę z moim zaledwie 200-300 kilogramowym ładunkiem na pace mojego dostawczego KIA 2500 TCI, tłumacząc, iż na osobę przypada tylko wg. ukraińskich przepisów 50 kg ładunku. Bogu dzięki, mimo tych postkomunistycznych przepisów, nie zepsuli nam celnicy Świąt i autobusem z Lublina do Lwowa przewiozłem baner - witraż do szopki oraz figurkę aniołka i 2 torby z ładunkiem już nie przekraczającym 50 kg. Dary te dostaliśmy ze Szkoły Podstawowej nr 50 w Lublinie od dzieci, które do pomocy zachęciła katechetka, p. Anna Trzos-Mularczyk - z wdzięcznością podkreśla ks. Łukasz.
Po świętach kapłan kolejny raz uda się w drogę do Polski na, jak żartobliwie mówi, "żebracze kolędowanie". Gdyby nie pomoc z Polski i wielkie serce wielu ludzi, niemożliwa byłaby budowa polskiego kościoła w Kodymie.
- To wspaniali, ale biedni ludzie. Niedzielna taca w przeliczeniu na złotówki to kilkanaście złotych. Po ludzki więc nie ma z czego żyć, a co dopiero budować kościół. A jednak Bóg się o nas troszczy poprzez ludzi - podkreśla ks. Łukasz.
W Polsce czekają na niego styropian i siatka zbrojeniowa na wylewkę podłogi w kościele, które jakimś cudem trzeba będzie przewieźć przez granicę.
- Wszystko, co udało się zrobić cieszy, ale przed nami wylewki podłogi w kościele oraz na wiosnę kładzenie już zakupionej płytki granitowej. Mamy już 5 ławek od stolarza z Chełma, ale szukam sponsora na konfesjonał-szafę oraz na malowanie kościoła i wylanie schodów przed kościołem. Na jesieni przyszłego 2020 roku, po 7 latach od rozpoczęcia budowy kościoła przez ks. Stanisława Majkrzaka, mojego poprzednika, chcemy w końcu poświęcić i konsekrować świątynię. Wierzę, że się uda - mówi ks. Łukasz.
Każdy kto, mógłby wspomóc to dzieło budowy polskiego kościoła na Ukrainie może kontaktować się z ks. Łukaszem poprzez e - mail: gron89@gmail.com lub facebooka.