Miłość rośnie wokół nas. Świadectwo Marcina i Moniki Gomułków

Marcin podskórnie czuł, że Monika jest jego kobietą. Widział w niej jakieś dobro. Uwierzył, że wyciągnie go z bagna, w którym tkwił. Ona też w to uwierzyła. Ciągnęła go na niedzielną Mszę. Pokazywała Kościół, który się jej spodobał.

Znani są od kilku lat jako "Gomułeczki". Małżeństwo z pięcioletnim stażem i dwójką, a właściwie trójką dzieci, bo to pod sercem Moniki jest także już członkiem ich rodziny, jeździ po Polsce i mówi, jak wielkie rzeczy Pan im uczynił. W swoich wędrówkach zawitali także do Lublina, gdzie na KUL w ramach cyklu „Duchowość mężczyzny i kobiety” opowiadali o życiu z Panem Bogiem.

Wiele lat temu ojciec Marcina, załamując ręce nad prowadzeniem się syna i jego lekkim podejściem do życia zapytał go: "Z czego ty będziesz żył? Z miłości?". Wtedy brzmiało to niedorzecznie i ironicznie, a dziś Marcin tak właśnie może powiedzieć - jego rodzina żyje z miłości.

A wszystko zaczęło się od jednego filmu. Nagranie prezentujące ich ślub, które wrzucili do internetu dla swoich gości, zaczęło żyć własnym życiem. Zanim się zorientowali, kanał miał prawie 5 tysięcy obserwatorów, a film kilka tysięcy wyświetleń. Ludzie oglądali i pytali, skąd taka radość i wzruszenie? Szukali źródła i podglądali, jak zorganizować taki ślub. W tamtym momencie zdecydowali się zostać blogerami. Jakiś czas później zajęli się blogowaniem na pełny etat, założyli także swój sklep. Ich filmy i wpisy dotyczą głównie tematyki małżeństwa. To, co je wyróżnia, to budowanie na Panu Bogu i otwarte mówienie o tym, że bez Niego ich życie było klęską i porażką byłoby też małżeństwo.

Młodzi zainteresowani świadectwem małżonków szczelnie wypełnili salę.   Młodzi zainteresowani świadectwem małżonków szczelnie wypełnili salę.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Zanim spotkali Pana Boga tak na serio, żyli w grzechu. Najpierw każde z nich osobno, a potem razem. Z jednej strony czuli, że coś jest nie tak, ale z drugiej było im dobrze.

- Bywało z nami różnie. Był taki czas, kiedy niemal się rozstaliśmy. Egoizm i grzech brał górę nad wszystkim dobrymi chęciami. Gdyby Pan Bóg nie wyciągnął do nas ręki, nie bylibyśmy małżeństwem i nie bylibyśmy szczęśliwi - mówią małżonkowie.

Na szczęście przyszedł taki moment na Mszy św., kiedy oboje jednocześnie poczuli, że Bóg mówi do nich tu i teraz i nie ma co odkładać na później życia, nawrócenia, szczęścia.

- W życiu każdego człowieka są dwa najważniejsze momenty: teraz i godzina śmierci. Mówimy to codziennie w modlitwie "Zdrowaś, Maryjo", wypowiadając słowa: "Módl się za nami teraz i w  godzinę śmierci naszej", ale nie żyjemy tym, co mówimy - podkreśla Marcin.

Wraz z nawróceniem przyszedł pokój i wielką radość. Udało się wrócić do życia w czystości, co całkiem zmieniło perspektywę wzajemnego postrzegania. No i czekanie na ślub było czasem wyjątkowym, choć jeszcze wiele drogi okazało się przed nimi.

- Myśleliśmy, że da się jakoś wejść w małżeństwo na wszystko przygotowanym, ale to złudzenia. Kiedy szykowaliśmy się do ślubu, chcieliśmy wiele rzeczy zaplanować i zrobić tak, by ludzie powiedzieli "wow". Np., chcieliśmy tak nauczyć się pierwszego tańca z figurami, podnoszeniem, obrotami, by wszystkich zachwycić, a jak przyszło co do czego, to stres był tak wielki, że tylko z nogi na nogę i nie było co oglądać. Tak jest z małżeństwem z nogi na nogę, ale razem - mówi Monika.

Goście przestrzegali młodych, że nie ma co za cel stawiać sobie wyjścia za mąż, bo to nie ślub jest celem, ale dalsze życie, tak by wspólnie osiągnąć zbawienie.


Więcej o świadectwie "Gomułeczków" będzie można przeczytać w 6. numerze "Gościa Lubelskiego".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..