Lubelski zespół Pueri Cantores Lublinenses jest w coraz lepszej formie. Ma też od niedawna niezwykle interesujący instrument.
Pueri Cantores Lublinenses, archidiecezjalny chór chłopięco-męski, za chwilę będzie obchodził 5-lecie swojej działalności. W ciągu tych kilku lat stał się chórem rozpoznawalnym nie tylko na Lubelszczyźnie, ale także w całej Polsce, a nawet poza jej granicami.
Od trzech miesięcy w posiadaniu chóru są kotły, wyjątkowy instrument.– Od zawsze marzyły mi się te kotły – opowiada dyrygent chóru ks. Attila Honti. – Widziałem je w katedrach w Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie. Wszędzie tam ich użycie, podobnie jak trąb, wpisane jest w muzyczną tradycję.
Kotły są instrumentem strojonym, co oznacza, że mogą grać dźwięki o kreślonej wysokości. Tę wysokość można jeszcze dodatkowo zmieniać poprzez zmianę napięcia membrany, używając do tego celu specjalnego pedału. W ten sposób na jednym kotle można zagrać spory zakres różnych dźwięków. Robi się to, uderzając w membranę filcowymi lub drewnianymi pałeczkami.
Kotły są najważniejszym elementem w rodzinie orkiestrowych instrumentów perkusyjnych. Pozwalają trzymać rytm, wspierają melodię i harmonię. To tak stary instrument, że niemożliwe jest dziś ustalenie, w którym kraju powstał. Istnieją greckie i egipskie malowidła sprzed tysięcy lat, które pokazują grę na kotłach.
Ksiądz Attila postanowił spełnić marzenie o zakupie kotłów do chóru. – Pozyskałem pieniądze na zakup instrumentu, zbierając ofiary po parafiach i szukając sponsorów. Dzięki temu dziś mamy na stanie dwa kotły.
Przy instrumencie w czasie każdej próby i koncertu zasiada Adam Augustowski. Ma 16 lat, jest uczniem Liceum Muzycznego im. Karola Lipińskiego w klasie perkusji. − Adam od początku funkcjonowania chóru jest z nami. Od listopada ma nową funkcję – zaznacza ks. Attila. – Jest królem orkiestry – śmieje się dyrygent. – Zawsze też siedzi najwyżej.
− Często się mówi, że kotlista czy perkusista niewiele robi w orkiestrze – stwierdza Adam. – I rzeczywiście, czasami w czasie godzinnego występu można mieć zaledwie dwa razy swoją zagrywkę, ale jest to bardzo ważna zagrywka – podkreśla. Tego samego zdania jest dyrygent. – Niekiedy kotlista może uratować występ, bo on musi się mieć cały czas na baczności. – Dokładnie tak jest – dodaje Adam. – Często partytura ma bardzo dużo stron. Muszę cały czas w związku z tym liczyć takty, by wiedzieć, w którym momencie wejść, bo dyrygent nie zawsze pokaże, kiedy trzeba to zrobić.
Przed lubelskim chórem kolejne występy. Podopieczni ks. Attili dają około 60 koncertów w roku. Średnio trzy razy w miesiącu występują przed szeroką publicznością. Do każdego występu są zawsze bardzo dobrze przygotowani. Wiąże się to z koniecznością częstych prób i ciężkiej pracy,którą na co dzień muszą łączyć z nauką w szkole. Już wkrótce młodzi muzycy będą także nagrywać nową płytę.