Nieco pochylony, zawsze z życzliwym uśmiechem na twarzy, pogodny i ujmujący zachowaniem, chętnie odpowiadał na pytania i wdawał się w dyskusje ze studentami. Ciesząc się ogromnym autorytetem nie stwarzał dystansu, mówił spokojnie, nie podnosił głosu.
Miał wyraźną predylekcję do prawa, ale jego kariera adwokacka była konsekwentnie blokowana. Władze komunistyczne aż do 1981 r., wbrew wnioskom rady adwokackiej, odmawiały wpisania go na listę osób uprawnionych do wykonywania tego zawodu. Z konieczności zatem został radcą prawnym w Centralnym Związku Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego. Pociągała go nauka. Ponieważ po wyjściu z więzienia powrót do asystentury na uniwersytecie był niemożliwy, stał się pracownikiem naukowym Spółdzielczego Instytutu Badawczego. Zdobył kolejne stopnie naukowe, doktora i doktora habilitowanego, profesora. Był animatorem wielu przedsięwzięć służących odbudowie ruchu narodowego i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, również jako jeden z doradców Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Bezsprzecznie, był najwybitniejszym przedstawicielem myśli katolicko-narodowej w powojennej Polsce.
Na KUL-u formalnie pracował do 2001 roku. W latach 80. jego obecność była bardzo widoczna. Kierował Katedrą Prawa Cywilnego, przez jedną kadencję był prodziekanem funkcjonującego pod nową nazwą Wydziału Prawa Kanonicznego i Świeckiego; przez wiele lat sprawował funkcję kuratora Koła Naukowego Prawników, skupiając wokół siebie studentów zainteresowanych myślą narodową i konserwatywną. Odwołując się do własnego doświadczenia z czasów wojny, z okresu powojennego i stalinowskiego więzienia, stworzył program wychowawczy skierowany do młodych ludzi podejmujących próby wyjścia z kręgu niemożności, charakterystycznego stanu zniewolonego umysłu wielu Polaków żyjących w latach PRL. Dla wielu stał się mentorem i intelektualnym przewodnikiem.
W latach 90. coraz bardziej zajmowała go wielka polityka, został posłem, marszałkiem Sejmu I kadencji, następnie ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Nie tracił kontaktu ze środowiskiem akademickim, niezmiennie KUL i Wydział Prawa nazywając „moim uniwersytetem” i „moim wydziałem”.
Był wielką osobowością i prawym oraz ideowym człowiekiem. Miałem okazję słuchać jego wykładów, konferencji, miałem przywilej prowadzić z nim rozmowy. Był znakomitym gawędziarzem. W mojej pamięci żywo pozostaje wizyta, jaką złożyłem mu w jego małym mieszkaniu na Powiślu (przez wiele lat, także pełniąc wysokie funkcje państwowe, mieszkał w bloku z wielkiej płyty na Solcu w Warszawie) w kwietniu 2008 roku. Siedząc z filiżanką kawy w ręku w pokoju wśród resztek stylowych mebli, obrazów, książek i rozmaitych drobiazgów pochodzących z dworku w Boczkach i profesorskiego mieszkania rodziców na ul. Koszykowej przy Politechnice wsłuchiwałem się w jego słowa, długą opowieści o rodzinnym domu, bracie Zdzisławie, współpracy z Radą Prymasowską... Nie widać było po nim zgorzknienia czy zniechęcenia. Przeciwnie, żywo i z optymizmem analizował bieżące wydarzenia polityczne. Nie narzekał i nie uskarżał się. Na pożegnanie wręczył mi swoją książkę pt. „Ślady na piasku”, opatrując ją ciepłą, nie tylko konwencjonalną, dedykacją. Publikacja obejmuje jego artykuły i wywiady, w których bronił idei narodowych i konserwatywnych reinterpretowanych w powojennej Polsce. Tytuł publikacji został zaczerpnięty z wiersza Leopolda Staffa („Kochać i tracić”). Może on być podsumowaniem tej gawędy o Wiesławie Chrzanowskim, który na naszym Uniwersytecie pozostawił wyraźny, niezatarty ślad swojej obecności.