Choć pod wieloma względami te święta są inne, to właśnie one pozwalają odkryć, jaki na co dzień mieliśmy dar, którego nie docenialiśmy. O znaczeniu świąt Wielkanocnych w rodzinie z czwórką dzieci mówi Anna Trzos-Mularczyk.
Święta Wielkiej Nocy wciąż na nowo odkrywam. Jako dziecko fascynowałam się Bożym Narodzeniem, a na Wielkanoc czekałam z mniejszym entuzjazmem. Teraz to właśnie święta Zmartwychwstania, mogę śmiało powiedzieć, są dla mnie najistotniejsze – mówi Anna Trzos-Mularczyk. - Całe wydarzenie Triduum Paschalnego, w którym co roku starałam się uczestniczyć, stanowi dla mnie centrum całego roku liturgicznego. Prawda o tym, że Jezus dla mnie i za mnie był męczony, umarł i zmartwychwstał, pozwala mi spojrzeć na siebie w inny sposób: jako na kogoś wyjątkowego, kochanego i obdarowanego przez Boga. Osobiście lubię, kiedy Wielkanoc wypada, tak jak w tym roku, w połowie kwietnia. Wtedy wszystko rodzi się do życia i zdaje się potwierdzać jeszcze bardziej prawdę o zmartwychwstaniu.
Staramy się swoje dzieci, odpowiednio do ich wieku i możliwości poznawczych, uczyć, czym jest w Wielkanoc. Przy okazji ozdabiania jajek mówimy, że symbolizują one nowe życie. Gdy dekorujemy mazurka cukrowym barankiem, mówimy, że symbolizuje on Baranka Bożego, Jezusa, który za nas oddał życie. Dzieci widzą, że przed świętami uczestniczymy w rekolekcjach, w tym roku online, przystępujemy do spowiedzi świętej, odprawiamy w piątki Drogę Krzyżową. Te wszystkie praktyki wielkopostne prowadzą nas do radości poranka zmartwychwstania. Staramy się zarazić dzieci radością z powodu tego, że Jezus zmartwychwstał i żyje. Dla naszych dzieci śmierć jest rzeczywistością realną, z którą mogły się "spotkać", ponieważ dwa lata temu zmarła ich prababcia, na której pogrzebie byliśmy wspólnie. Ponadto chodzimy razem na cmentarz do mojego taty, który zmarł, gdy byłam dzieckiem.
Nigdy nie mówimy o śmierci jako o końcu. Ten temat zawsze pojawia się w perspektywie "powrotu do Boga". Dzieci intuicyjnie wyczuwają, że śmierć związana jest ze stratą tego wszystkiego, co było naszym udziałem tu na ziemi: relacje z innymi, niezrealizowane marzenia, niedokończone działania. I to w nich wzbudza smutek i płacz. Dlatego zwracamy ich uwagę na prawdę, że życie się zmienia, ale nie kończy, a śmierć jest "tylko" przejściem. Choć nam samym jest trudno w obliczu jakiejś straty, chcemy, aby dzieci z pewną tęsknotą myślały o niebie, na drodze do którego pewnym etapem jest śmierć.
Śmierć Jezusa była bardzo trudnym, tragicznym wydarzeniem, pełnym cierpienia. Nie oddziałujemy jakoś szczególnie na wyobraźnię naszych dzieci, ale zawsze mówimy prawdę o wydarzeniach z drogi krzyżowej i Golgoty. Odpowiadamy na ich pytania prosto, a czasami mówimy też "nie wiem", bo nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na ich wszystkie dociekliwe pytania. Mówiąc o męce i śmierci Jezusa zawsze mówimy, że to cierpienie było "po coś", miało ukryty sens. Chcemy pokazywać Golgotę w świetle poranka wielkanocnego.