Ubrany w akademicką togę i biret, nowo kreowany doktor honoris causa swoje historyczne przemówienie zaczął w następujący sposób: "Czuję się jak student, który zasnął nad książkami i śni mu się, że nagle dostał doktorat, a nie rozumie, jak to się stało i czy naprawdę znaczy to, że nie musi jutro zdawać egzaminu, do którego się przygotował".
Pod najwyższym protektoratem Świętej Stolicy Apostolskiej i najjaśniejszej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej
To było niezwykle krzepiące w swojej treści wydarzenie w trudnych czasach. Do wypełnionej po brzegi auli (dzisiaj nosi imię kard. Stefana Wyszyńskiego) wszedł orszak utworzony przez Senat, który „wprowadził” dostojnego laureata. Na początku zabrzmiał, wykonany przez Chór Akademicki średniowieczny, podniośle brzmiący hymn Gaude Mater Polonia („Raduj się, matko Polsko”), opracowany wielogłosowo przez Teofila Klonowskiego. Po czym, otwierając posiedzenie, słowo powitalne wygłosił ojciec rektor Krąpiec, który szczególnie gorąco powitał „naszego Honorowego Gościa, […] Symbol skupiający duchowe wartości narodowe, europejskie, ogólnoludzkie”. Celnie wskazał też znaczenie wydarzenia, mówiąc, że „Dzień dzisiejszy jest świętem nas wszystkich, którzy wyznają, że polska twórczość kulturowa jest niepodzielna i niezależna od granic terytorialnych, politycznych i wyznaniowych - jeśli to jest twórczość ludzkiego ducha dążącego w miłości do Prawdy i Dobra”. Laudację, czyli mowę pochwalną (od łac. laudare - chwalić) wygłosiła prof. Sławińska, promotor doktoratu honorowego, która stwierdziła, że „dzień dzisiejszy wpisuje Czesława Miłosza formalnie i uroczyście w dzieje naszej uczelni”, choć „jest on od dawna w nasze życie uniwersyteckie wpisany, i to na różne sposoby: jest obecny w świadomości wykładowców i studentów, obecny w wykładach i w pracach studenckich, czytany, dyskutowany, recytowany, zarówno przed trzydziestu laty, jak i dziś”.
Po laudacji nastąpił centralny, wyczekiwany moment. Wszyscy zgromadzenie powstali. Ojciec rektor Krąpiec, przywdziany w gronostaje, wobec zgromadzonych odczytał łaciński tekst dyplomu doktoratu, rozpoczynający się od dostojnej formuły: Summis auspiciis Sanctae Apostolicae Sedis nec non Serenissimae Rei Publicae Popularis Polonorum nos Miecislaus Albertus Krąpiec … - „Pod najwyższym protektoratem Świętej Stolicy Apostolskiej i najjaśniejszej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej my: Mieczysław Albert Krąpiec… Po frenetycznych, długo niemilknących brawach rozległ się śpiew chóru akademickiego, który wykonał „Pożegnanie Ojczyzny”, jeden z najbardziej znanych polonezów skomponowany przez Michała Kleofasa Ogińskiego. Przejmująco zabrzmiały rozpoczynające pieśń słowa „Polski kraj, rodzinny kraj” (słowa napisała urodzona w Lublinie, dziś nieco zapomniana śpiewaczka Halina Szymulska). Wybrany utwór dobrze wkomponował się w rytm uroczystości na cześć poety, który po trzydziestu latach nieobecności przyjechał do rodzinnego kraju. Dodatkowo, w jakimś sensie polonez przywoływał pokrewieństwo losów poety i kompozytora. Bo przecież książę Ogiński był związany z Wilnem (był nie tylko kompozytorem, ale także politykiem, konspiratorem niepodległościowym, dyplomatą i działaczem emigracyjnym). Z miasta nad Wilią udał się na emigrację, wyjeżdżając ze swego pałacu na rogu ulic Uniwersyteckiej i Dominikańskiej (zmarł i został pochowany we Florencji), gdzie tworzył piękną, wzruszająca muzykę.
Czuł się jak student, który zasnął nad książkami
Kiedy wybrzmiały ostatnie takty i słowa utworu, głos zabrał wyraźnie wzruszony, ubrany w akademicką togę i biret, nowo kreowany doktor honoris causa. Swoje historyczne przemówienie zaczął w następujący sposób: „Czuję się jak student, który zasnął nad książkami i śni mu się, że nagle dostał doktorat, a nie rozumie, jak to się stało i czy naprawdę znaczy to, że nie musi jutro zdawać egzaminu, do którego się przygotował”. Przywołane wydarzenie sprzed bez mała czterdziestu lat ilustruje opinię, że decyzja uniwersytetu o przyznaniu doktoratu honorowego pozwala identyfikować niektóre aspekty jego przesłania, misji i tożsamości oraz jest wyrazem odwołania się do określonego świata wartości. Jest także ważnym elementem budowania marki danego ośrodka naukowego. Doktorat honorowy Czesława Miłosza dodatkowo wyrażał związki naszego Uniwersytetu z wielką tradycją Uniwersytetu w Wilnie. Uwidacznia je już sama prehistoria KUL. Otóż Akademia Duchowna Rzymskokatolicka w Petersburgu, której ostatnim rektorem był ks. Idzi Radziszewski, założyciel i pierwszy rektor naszego Uniwersytetu, została utworzona w oparciu o wydział teologiczny Uniwersytetu Wileńskiego, zamkniętego przez carat w ramach represji po powstaniu listopadowym. Ks. Radziszewski i jego najbliżsi współpracownicy, tworząc nową wszechnicę katolicką w Lublinie, nawiązywali do idei wileńskiej Akademii. Ową tradycję podtrzymywali absolwenci i profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego (w 1919 roku po wskrzeszeniu Akademii Wileńskiej powstał uniwersytet, który przyjął imię swego założyciela), którzy po II wojnie światowej rozproszeni, podjęli pracę w różnych ośrodkach naukowych za granicą i w Polsce. Niektórzy trafili na KUL, „historycy sztuki, jak Marian Morelowski, Piotr Bohdziewicz, Rajmund Gostkowski, Antoni Maśliński. Po wyrzuceniu z UMK - także Czesław Zgorzelski, Irena Sławińska, Witold Nowodworski, Wanda Achremowiczowa, Leokadia Małunowiczówna. Rejestr to na pewno niepełny”, napisała przywoływana już I. Sławińska w swoich urzekających i błyskotliwych wspomnieniach zatytułowanych „Szlakami moich wód…”. Te powiązania podkreślił poeta podczas spotkania z polonistami w bibliotece uniwersyteckiej KUL: „Dostałem dwa doktoraty honorowe w Ameryce, ten będzie trzeci, ale oczywiście najdroższy, najbliższy mojemu sercu, jako że istnieją związki pomiędzy tą uczelnią i moim uniwersytetem”.
Kończąc, chciałbym jeszcze raz zacytować słowa o. rektora Mieczysława Krąpca. Otóż w kilka tygodni po uroczystości, zwracając się do Czesława Miłosza „w sprawie napisania kilku stron o encyklice „Redemptor hominis” do książki wydawanej przez nasze Wydawnictwo uniwersyteckie”, odwołując się do pobytu noblisty na Uniwersytecie, konkludował słowami, które chciałbym uczynić pointą tej gawędy: „Społeczność KUL ciągle jeszcze żyje tym dniem”.