Otóż trudno mi wyobrazić sobie bardziej przystępny przykład na to, że język się wyczerpuje. Slogany tracą swoją moc, rozmywa się kontekst, a starsze pokolenie przestaje być rozumiane przez młodsze…
Przedłużyła się moja nieobecność na łamach „Gościa Lubelskiego”, życie płata nieraz dziwne niespodzianki, ale już wracam do pióra, by papier dzielnie czernić. Trwamy wszyscy w dziwnym zawieszeniu, między tym, co już się wydarzyło, a być może jeszcze wydarzy, próbując to wszystko ponazywać. Jedna myśl płocha uczepiła się mnie dobre sześć tygodni temu i nie puszcza. Pamiętają Państwo takie powiedzonko: „życie jak w Madrycie”? Tak się mawiało drzewiej, gdy chcieliśmy wyrazić stan pełnego dobrobytu; gdy już jest tak dobrze, że już lepiej być nie może. Bo tak sobie wyobrażaliśmy Madryt, który akurat do rymu pasował, a w tym krótkim powiedzonku zastępował całą Europę Zachodnią, tę za „żelazną kurtyną”.
Otóż trudno mi wyobrazić sobie bardziej przystępny przykład na to, że język się wyczerpuje. Slogany tracą swoją moc, rozmywa się kontekst, a starsze pokolenie przestaje być rozumiane przez młodsze… Mój dziadek powiedziałby pewnie, że „przestaje kapować”, a mój syn, że przestaje „czaić bazę”. W ostatnim miesiącu z Madrytu docierały do nas informacje przerażające, czasem obrazy „znaczące więcej niż tysiąc słów”…, a ci, co murem za rządem, chcieli do Madrytu wysyłać tych, co murem przeciwko rządowi. Inne rymy brzmią jakoś słabo, bo czym można zastąpić nieśmiertelne (wydawałoby się) powiedzonko? Valencia – egzystencja?
W obliczu ostatnich wypadków przypomina się historia innej europejskiej stolicy, i to stosunkowo nieodległej od Madrytu: Lizbony. W 1755 roku stolica Portugalii została dotknięta olbrzymim trzęsieniem ziemi, jednym z najtragiczniejszych w historii ludzkości (ok. 90 000 ofiar, 85 proc. zabudowy uległo zniszczeniu). Było to wydarzenie, które znacząco wpłynęło na nastroje polityczne, przemiany społeczne, także na mentalność kolejnych pokoleń. Dziś stoimy wobec pytania: jak wyjdziemy z pandemii jako społeczeństwo, jak głęboko wpłynie ona na nasze postrzeganie świata? W każdym razie wydaje się, że skończyło się, także u nas, „życie jak w Madrycie”.