Wybór dobra, za którym chcę konsekwentnie podążać, wbrew lękom, naciskom, społecznym fałszywym wzorcom, oczekiwaniom ze strony innych, którzy mają pomysł na moje życie. Nie determinizmy, lecz determinacja - to jest moja wolność, moje życie.
W toczącej się właśnie dyskusji (która coraz bardziej jest quasidyskusją...) wyraziłem pogląd, że jestem i pro-life, i pro-choice. Biorąc pod uwagę to, jakimi znaczeniami są opatrywane oba pojęcia obecnie, nie mogę mieć pretensji do nikogo, że zostałem opacznie przez niektórych zrozumiany. Bo patrząc na nasze ulice, między pro-life i pro-choice nie ma w tym momencie żadnych punktów stycznych.
Otóż widzę te punkty, widzę i stosuję w swoim życiu. Życie moich dzieci to był w pewnym momencie „choice” mój i mojej żony. Zdaję też sobie sprawę, że dla większości osób „pro-choice” ten „choice” ma swoje granice. Różne. Ale ma. Każde „choice” ma swoje „consequence”, wybór bez przyjęcia konsekwencji nie jest żadną wolnością. Dyskutujemy o tym, gdzie kończą się granice wyboru, a zaczynają się konsekwencje tego wyboru – to chyba dla większości, po obu stronach niefortunnej barykady, jest jasne.
Ale chciałem też napisać o innym „choice”, które bierze się z takiego a nie innego rozumienia wiary. Całe moje życie jest gotowością i zdolnością wybierania. Nie chcę życia, które jest tylko i wyłącznie pokornym przyjmowaniem do wiadomości różnych „konieczności życiowych”. Tego nieustannego: „wypadałoby, żebyś...”, „ludzie oczekują, że ty…”, „chcielibyśmy, abyś to ty…”. Życie nie może być czymś, co nam się przydarza i zmusza do dryfowania w nieokreślonym kierunku. Ja mam żyć moje życie, nie wolno mi się zasłaniać przeklętym „los tak chciał”, „chyba inaczej się nie dało”. Nie kto inny, jak religijny poeta Jerzy Liebert napisał: „Uczyniwszy na wieki wybór,/ W każdej chwili wybierać muszę”. Napiszę wprost: w przestrzeni ludzi wierzących zbyt często mylimy dojrzałe kierowanie się wiarą z pustym tradycjonalizmem, który „coś nam każe”.
Jest jedno słowo w języku polskim, które dźwiga cały ciężar tej dwoistości ludzkiej natury – zdeterminowany. „Jestem zdeterminowany”, może oznaczać zgodę na rządzące mną zewnętrzne determinizmy: biologiczne, społeczne, historyczne. Ale mówimy też: „Jestem zdeterminowany”, gdy czuję w sobie wewnętrzną determinację, zdolną przekroczyć różne ponadjednostkowe determinizmy. To drugie jest dla mnie wolnością, wybór dobra, za którym chcę konsekwentnie podążać, wbrew lękom, naciskom, społecznym fałszywym wzorcom, oczekiwaniom ze strony innych, którzy mają pomysł na moje życie. Nie determinizmy lecz determinacja, to jest moja wolność, moje życie.