Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Zostałam zaskoczona przez Boga. Dzień Życia Konsekrowanego

Spoglądając na swój ukochany rodzinny Lublin, Maria nie przypuszczała, że przyjdzie jej go opuścić. Tu zaczęła studia, planowała założyć rodzinę. Klasztor nie przechodził jej przez myśl. A jednak…

O poważnych pytaniach dotyczących wiary Maria nie myślała. Uważała, że życie młodej dziewczyny niesie ze sobą tyle interesujących i koniecznych spraw, że zastanawianie się nad pobożnymi praktykami i religią jest jej niepotrzebne.

– Właśnie tak wyglądało moje życie, choć wzrastałam w bardzo religijnej rodzinie. Tak było do pewnego dnia, kiedy to Bóg – wcześniej ktoś daleki, stanął przede mną i zobaczyłam, że ma serce, które czuje i kocha, a spotkanie z Nim jest cudem – mówi s. Miriam, karmelitanka.

Maria, a właściwie od wielu już lat siostra Miriam, bo takie imię nosi w swojej wspólnocie w klasztorze w Karmelu, jest lublinianką. W jej rodzinie praktykowanie wiary było czymś oczywistym. – Szczególnie dla mamy Jezus był stałym odniesieniem w codziennych wyborach. Pragnęła przekazać tę wiarę również mnie i bratu. Wraz z tatą należeli do Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, potem także do Domowego Kościoła. Do dziś pozostało mi żywe wspomnienie, jak klękaliśmy do wieczornej modlitwy. Dziękuję Bogu za zaszczepiony w rodzinie dar wiary, ale wtedy takie chwile dłużyły mi się bardzo – przyznaje s. Miriam.

Bez porównania chętniej oddawała się swoim zainteresowaniom. Lubiła muzykę, grała na gitarze, chętnie rysowała, zwłaszcza konie, uwielbiała sport i angażowała się w różne sportowe „przygody”. Dwie z nich trwały dobrych kilka lat – jazda konna i taekwon-do. W przypadku tej ostatniej – dopiero poważna kontuzja kolana, a zdarzyło się to na mistrzostwach świata, zatrzymała ją w szalonym biegu do sukcesu. Do tego dochodziła szkoła – wystarczająco dużo, by sprawy wiary odłożyć w najdalszy kąt.

W przyszłości widziała siebie w rodzinie, miała chłopaka. Gdy przyszedł czas, by pomyśleć o jakimś satysfakcjonującym zawodzie, wahała się pomiędzy weterynarią, a czymś związanym z elektroniką lub komputerami. Ostatecznie przeważyło to ostatnie, chociaż w Lublinie nie miała wówczas wielkiego wyboru. Nie chcąc wyjeżdżać z domu, zdecydowała się na matematykę, kierunek metody numeryczne i programowanie. – Wszystko to dawało mi wiele satysfakcji. Jednak… bywały chwile, gdy odczuwałam wewnętrzną pustkę. Przychodziła wtedy myśl, by „powrócić do Pana”, ale najłatwiej było odłożyć to na później i na nowo dać się porwać życiowej karuzeli. On czekał – jest delikatny i bardzo szanuje naszą wolną wolę – podkreśla karmelitanka.

Tak mijały dni aż do lata 1989, gdy koleżanka z roku zaprosiła ją na kilka dni do swojego miasta, a równocześnie na odbywające się tam rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym. Zaproszenie przyjęła chętnie, bardziej zainteresowana koleżeńską wizytą niż duchowym przeżyciem.

- Tak trochę jako „wolny słuchacz”, zaczęłam uczestniczyć w konferencjach i dzieleniu się słowem. Patrzyłam na zatopionych w modlitwie ludzi i pozwoliłam, by ogarnęła mnie ciepła atmosfera tych spotkań. Równocześnie Jezus działał w głębi mego serca. Powróciłam do mego Boga wśród łez skruchy i szczęścia, a Miłosierny Ojciec przygarnął mnie, ofiarując królewski dar pokoju – opowiada s. Miriam.

Nie pomyślała jednak o zakonie, przeciwnie – zamierzała kontynuować dotychczasowe życie, ale teraz krok w krok z Jezusem.

– To On miał inne plany. Podzielił się nimi ze mną wkrótce po duchowej przemianie, gdy beztrosko szłam do skupu makulatury, ciesząc się barwami jesieni. W pewnym momencie bardzo wyraźnie odczytałam w sercu słowa: „Czy chcesz pójść za Mną?” Zaskoczenie było ogromne! Zaś moja pierwsza reakcja – wcale nie wspaniałomyślna. Przed oczami stanęło mi wszystko, co musiałabym opuścić, wstępując do zakonu. Równocześnie czułam, że mam całkowitą wolność decyzji, jednak samą odpowiedź muszę przecież dać. Potrzebowałam kilku tygodni na moje„tak”, a wtedy radość i pokój, jakich nie doświadczyłam nigdy wcześniej, zalały serce – mówi karmelitanka.


O tym, co było dalej, jak trafiła do klasztoru na Islandii i czym tam się zajmuje, będzie można przeczytać w najnowszym 5 numerze "Gościa Lubelskiego".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy