Każdego dnia odwiedzają pacjentów, niosąc im Jezusa, służąc sakramentami, ofiarując czas i rozmowę. Kapelani szpitalni są czasem ostatnią szansą na pojednanie z Bogiem.
W każdym z lubelskich szpitali można na co dzień spotkać księdza. Odwiedzają wszystkie oddziały, zaglądają do sal chorych, pytają, czy mogą w jakiś sposób służyć ludziom cierpiącym.
- Choć szpital jest miejscem wyjątkowym, gdzie życie zatrzymuje się w biegu poprzez chorobę i cierpienie, to ludzie różnie przyjmują sytuację, w jakiej się znaleźli. Jedni szukają wówczas kontaktu z kapłanem, inni przeciwnie - nie chcą nie tylko rozmawiać, ale nawet widzieć księdza. Czasem rodzina nalega, by kapłan coś zrobił, jakoś nawrócił chorego, ale jeśli on sam nie ma takiej woli, my nie możemy nic zrobić poza modlitwą w intencji tej osoby - mówi ks. Paweł Jędrzejwski, kapelan lubelskiego szpitala PSK 1.
Niemniej, mimo różnego zachowania chorych, kapelani szpitalni nigdy nie rezygnują ze swojej posługi.
- Oczywiście nikogo na siłę nie katechizujemy, ale zdarzały się niejednokrotnie przypadki, że osoby, które początkowo nie chciały nas nawet widzieć, z czasem prosiły o rozmowę czy spowiedź. Mi zdarzyło się przygotowywać w szpitalu dorosłego mężczyznę do chrztu. Nie da się jednak powiedzieć, że tak jest zawsze. Nie brakuje także ludzi, którzy odchodzą nie pojednani z Bogiem - mówi o. Krzysztof Groszyk kapelan Szpitala im. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Lublinie.
Kapelani szpitalni szczególną rolę odegrali w ciągu ostatniego roku, kiedy to zmagamy się z koronawirusem. Stanęli na pierwszej linii frontu walki, idąc do chorych na Covid-19.
- Dla pacjentów odciętych od kontaktu z bliskimi, sama obecność księdza, który przychodził z komunią, błogosławił, zamienił kilka słów była czymś bardzo ważnym - mówią kapelani.