Przed 75 laty ksiądz Stefan Wyszyński został mianowany biskupem lubelskim. Przyszły prymas Polski lubelskim Kościołem kierował zaledwie przez dwa lata, ale był to okres niezwykle znaczący.
Papież Pius XII 4 marca 1946 roku, po śmierci bp. Mariana Fulmana, mianował ordynariuszem lubelskim ks. Stefana Wyszyńskiego. Nowy pasterz diecezji lubelskiej był wówczas najmłodszym biskupem w Polsce, miał niespełna 45 lat.
Lublin powoli dźwigał się po właśnie zakończonej wojnie. Zniszczona katedra lubelska podczas jednego z bombardowań wymagała naprawy. Ludzie próbowali odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która zaistniała w Polsce. W takiej sytuacji diecezję lubelską objął bp Stefan Wyszyński.
Zanim sam biskup przyjechał do Lublina, wysłał list, w którym napisał: „W chwili, gdy staję przed ołtarzem Bożym w kaplicy Najświętszej Maryi Panny Jasnogórskiej, aby z rąk Jego Eminencji ks. kardynała Augusta Hlonda oraz jego asystentów: bp. Karola Radońskiego i bp. Czajki, otrzymać sakrę biskupią, moje myśli, wola cała i uczucia skierowane są ku Wam, Czcigodni Kapłani diecezji lubelskiej, którzy z woli Najwyższego Boga i Stolicy św. staliście się moimi najbliższymi braćmi (…)”. Niedługo później odbyły się uroczystości na Jasnej Górze, w których uczestniczyła delegacja z Lublina, w końcu nowy biskup przybył do Lublina.
Tu oficjalne powitanie rozpoczęło się przed kościołem garnizonowym, następnie biskup przeszedł na KUL, skąd wyruszyła procesja do katedry lubelskiej. Tam po uroczystym powitaniu przez tłumy wiernych padły pierwsze słowa nowego biskupa: „Dzieci moje!”.
Lublin nie był dla Stefana Wyszyńskiego miejscem obcym. To tutaj studiował na KUL, w wolnych chwilach przemierzając ulice i poznając miasto i jego kościoły. Lubelszczyzna stała się też jego domem podczas II wojny światowej, gdy na polecenie swojego biskupa musiał opuścić Włocławek i ukrywać się przed Niemcami. Wojenna tułaczka prowadziła go przez m.in. przez Wąwolnicę, Kozłówkę, Nasutów, Żułów i Surhów. Nowa diecezja nie była więc zupełnie nieznana.
Po uroczystym ingresie rozpoczęły się dla biskupa dni codziennej pracy, wypełnione wieloma trudnościami natury personalnej – diecezja odczuwała wielki brak księży, oraz natury materialnej – wszystkie instytucje diecezjalne były zniszczone lub mocno okaleczone. Dlatego też przed przybyciem do Lublina w jednym z listów do wikariusza generalnego, który zarządzał czasowo diecezją, biskup pisał, że nie zgadza się na żadne, poza koniecznymi, wydatki na przygotowanie dla niego mieszkania. „Potrzeby moje są bardzo skromne – pisał. – Nie chciałbym za żadną cenę, by diecezja miała się zadłużać na zbędne remonty mieszkania. Dziś wszystko trzeba obracać na odbudowę katedry i życia religijnego”.
To temu zadaniu poświęcał swój czas, odwiedzając kolejne parafie w diecezji, by je poznać i wspierać w powojennej odbudowie nie tylko materialnej, ale przede wszystkim duchowej. Towarzyszył mu wówczas młody diakon Bolesław Pylak, późniejszy następca Wyszyńskiego. Przed laty wspominał on na łamach "Gościa Niedzielnego":
– Był człowiekiem szalonej pracy. Podziwiałem go za to. Odpoczywał jedynie wtedy, gdy był chory – wspominał abp senior Bolesław Pylak. W ciągu dwu lat i 3 miesięcy zwizytował jedną trzecią diecezji: 80 z 244 parafii. To był nadludzki wysiłek. Czasami jechaliśmy na cały tydzień. Biskup spotykał się z setkami osób, bierzmował. Pamiętam Zamość, gdzie biskup bierzmował 6 tys., osób. Z każdej wizytacji przygotowywał protokół, który liczył kilkanaście stron. Ujmował w nich wszystkie aspekty życia parafii. Nie wiem, kiedy to pisał, chyba w nocy. Pamiętam, jak podczas jednej wizytacji jechaliśmy
Po dwóch latach w Lublinie bp Stefan Wyszyński został prymasem Polski i przeniósł się do Warszawy.