W niewielkim kalendarzu w czarnej okładce czas zatrzymał się w 1968 roku. Notatki uczynione w podróży przez bp. Ryszarda Karpińskiego odżyły, gdy do Iraku wybrał się papież Franciszek.
Papieska podróż na Bliski Wschód nie była szeroko komentowana w polskich mediach, ale dla mieszkających tam chrześcijan miała ogromne znaczenie. Nie jest łatwo tam żyć ani dziś, ani dawniej łatwo nie było. O wrażeniach, jakie zostały w pamięci opowiada bp Karpiński, który zaraz po złożeniu swego doktoratu w Rzymie, wybrał się wraz z kolegą w podróż do miejsc odwiedzonych ostatnio przez papieża.
- W podróży byłem od połowy listopada do połowy lutego. Chciałem wykorzystać fakt, że mam paszport, o co łatwo w czasach PRL nie było i zobaczyć miejsca związane z początkiem chrześcijaństwa i działalnością apostołów. Była wówczas możliwość kupienia biletu lotniczego open, jaki oferowała Lufthansa, oznaczało to, że mogę podróżować tymi liniami po wszystkich krajach, w których ten przewoźnik realizował swoje loty. W ten sposób wybraliśmy się w podróż, na trasie której był m.in. Cypr, Egipt, Irak, Turcja i Grecja - wspomina bp Karpiński.
Była to podróż szlakiem działalności apostołów. Większość z tych miejsc była już wówczas zamieszkana przez wyznawców islamu, a chrześcijanie stanowili niewielkie wspólnoty, choć w przypadku właśnie Iraku miały one znaczny wpływ w dziedzinie edukacji.
- Wiedzieliśmy, że w Bagdadzie działa college prowadzony przez amerykańskich jezuitów, gdzie można się zatrzymać. Kiedy wylądowaliśmy, wzięliśmy na lotnisku taksówkę i poprosiliśmy o zawiezienie nas właśnie tam, ale taksówkarz zawiózł nas do małej katolickiej parafii, gdzie ksiądz przyjął nas serdecznie, ale nie miał warunków byśmy mogli się zatrzymać i raz jeszcze polecił nam jezuitów. Gdy tam trafiliśmy, rzeczywiście mogliśmy u nich zostać - wspomina bp Ryszard.
To był czas, kiedy władze Iraku postanowiły znacjonalizować Uniwersytet Katolicki Al. - Hikma prowadzony przez jezuitów. Wykształcił się on ze szkoły dla chłopców, którą na prośbę papieża Piusa XI założyli w 1932 roku. Poziom edukacji i podejście do uczniów sprawiały, że była to bardzo popularna wśród Irakijczyków szkoła, gdzie zapisywano zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów. Nauczyciele jezuiccy poświęcali się edukacji i wychowaniu młodzieży jednocześnie nie prowadząc żadnej agitacji, która miałaby nawracać z islamu na chrześcijaństwo. Wiele wybitnych osobistości Iraku, polityków i biznesmenów było absolwentami tej szkoły. Do dziś odbywają się zjazdy organizowane w Bostonie lub Chicago, na które przyjeżdżają absolwenci dawnej jezuickiej szkoły w Bagdadzie.
- Nasza obecność w Iraku przypadła właśnie na czas upaństwowienia uniwersytetu, kiedy zmuszono do wyjazdu jezuickich profesorów. Nastroje były słabe i nie wiadomo było, czy pozostali jezuici, którzy uczyli młodszych chłopców, będą mogli prowadzić swą działalność. W tym czasie przypadł też amerykański Dzień Dziękczynienia i zasiadaliśmy do uroczystej kolacji. Przełożony, który prowadził modlitwę zastanawiał się, za co w takich okolicznościach dziękować. Powiedział wtedy, że trzeba być wdzięcznym za całe dobro, jakie przez lata zostało uczynione przez chrześcijan dla narodu irackiego i za to, że obyło się bez przelewu krwi. W dzisiejszych czasach, kiedy sytuacja chrześcijan jest tak bardzo trudna w tamtych rejonach świata, warto przypominać, że przez wieki także chrześcijanie przyczyniali się do rozwoju i pomyślności krajów muzułmańskich rzetelnie pracując, edukując i wychowując kolejne pokolenia - podkreśla bp Karpiński.