O nauce zaufania, podejmowaniu dzieł po ludzku niemożliwych i formacji, gdzie młodzi wychowują młodych, mówi ks. Jerzy Krawczyk, moderator Ruchu Światło-Życie archidiecezji lubelskiej.
W księdza przypadku najpierw było kapłańskie powołanie, a potem dopiero odkrycie postaci ks. Franciszka Blachnickiego…
Poznałem go najpierw przez innego kapłana ks. Marka Urbana, który przyjechał do Kraśnika na dni skupienia w duchu Taizè. Postanowiliśmy z kolegą tam pójść. Ksiądz, który prowadził spotkanie, zrobił na mnie wrażenie bardzo otwartego i życzliwego człowieka. Później pomagał mi rozeznać drogę życiową. Kiedy trafiłem do seminarium dowiedziałem się, że ks. Marek jest moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło-Życie, czego wcześniej nie wiedziałem. Pomyślałem, że skoro on zajmuje się oazą, to musi ona coś w sobie mieć. Nigdy wcześniej przed seminarium nie byłem związany z Ruchem Światło-Życie.
Jednak pierwsze oazowe doświadczenia sprawiły, że pomyślał ksiądz „nigdy więcej”…
Rzeczywiście. Byłem po pierwszym roku seminarium i w ramach praktyk wakacyjnych wybrałem się na oazowe rekolekcje. Wróciłem z nich z mieszanymi odczuciami. Potem okazało się, że był to czas kryzysowy w naszej diecezji w gałęziach dziecięcych, gdzie animatorzy byli dosyć przypadkowi. Pomyślałem sobie, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego, a jednocześnie było we mnie przekonanie, że to niemożliwe, że oaza jest taka, jak ta moja pierwsza wakacyjna. Postanowiłem dalej drążyć temat i za rok znowu pojechać. Było to całkiem inne doświadczenie, gdzie zobaczyłem, że rzeczywiście droga formacji zaproponowana przez ks. Franciszka ma głęboki sens.
Ks. Blachnicki zmarł 27 lutego 1987 roku, czyli w przeddzień księdza urodzin, odczytuje to ksiądz jako pewien znak w swoim życiu?
Tak, czasem śmieję się, że duch ks. Blachnickiego przywędrował na Lubelszczyznę z Carlsbergu, by osiąść na młodym Krawczyku. To oczywiście żart, ale czas pokazał, że dzieło ks. Blachnickiego stało się i moim udziałem. Odkąd je poznałem, zaangażowanie w Ruch stawało się coraz większe. W 2011 roku wobec zgromadzenia wypowiedziałem słowa „Pragnę służyć”, co zaowocowało różnymi posługami i na szczeblu diecezjalnym i ogólnopolskim.
Co pociągnęło księdza w Ruchu Światło-Życie?
Chyba to, że ma on całościową wizję. Fakt, że od czasów urodzin ks. Blachnickiego minęło 100 lat, a jego propozycja jest wciąż aktualna. Zresztą on nie tworzył niczego z powietrza, ale opierał się na dokumentach Kościoła, zwłaszcza na Obrzędzie Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Przekładał założenia katechumenatu na język współczesnego duszpasterstwa. Formację dostosowywał do każdego człowieka, poczynając od Dzieci Bożych przez młodzież, studentów, rodziny po gałąź konsekrowaną czy kapłanów. Każdy, kto chce głębiej przeżywać swoją wiarę, może odnaleźć się na tej drodze.
Co w postawie życiowej ks. Blachnickiego jest ważne dla księdza?
Konsekwencja wiary. Łączył w sobie z jednej strony wiarę dziecięcą i prostą z wiarą dojrzałą, która prowadziła go w różnych momentach, łącznie z pobytami w więzieniu i przymusową emigracją. Swoim życiem niósł przekaz, że skoro Pan Bóg do czegoś dopuścił, to ma w tym jakiś swój plan. Choćby z tego względu jest dla mnie inspiracją, także kiedy w moim życiu coś po ludzku się nie udaje.
Centrum Ruchu Światło-Życie w Lublinie to jeden z przykładów zaufania w Boże działanie…
Pan Bóg sobie świetnie poradził. Kiedy blisko trzy lata temu wszyscy mówili, że potrzebujemy jakiegoś centrum oazowego, najlepiej z mieszkaniem dla moderatora, to traktowałem to jako pobożne życzenie, nie widząc możliwości realizacji takiego zamysłu. Wiedziałem, że na koncie jest 10 tys. złotych, więc nic się z tego nie zrobi. Jednak w ciągu dwóch miesięcy Pan Bóg wszystko poukładał. Dał nam miejsce i znalazł środki na urządzenie. Kiedy rozmawiałem z firmą budowlaną, która wszystko tu robiła, umawiałem się, że na materiały jakoś pieniądze znajdę, ale kiedy zapłacę za robociznę, to nie wiem. Tymczasem pieniądze jakoś się znalazły, zupełnie jak za czasów, gdy ksiądz Blachnicki kupował domy na potrzeby Ruchu, nie mając zupełnie gotówki. Dziś marzy mi się duży dom formacyjny, ale jak zawsze nie mamy na niego środków… Może to natchnienie Boże, a może moja góra Nebo?
Czy to, co zaproponował pół wieku temu młodym ks. Blachnicki, dalej jest dla nich pociągające?
Młodzież może zachłysnąć się różnymi rzeczami, ale to nic nowego. Nie zapominajmy, że niezależnie od czasów człowiek stworzony jest do relacji. Jeżeli pozwolimy komuś wejść w relacje, które go otworzą i wydobędą z niego piękno, to będzie o nie zabiegał i je szanował. Owszem świat ma wiele propozycji, ale często są one miałkie. Młodzież poszukując tego, co dobre, umie rozróżnić to, co ma wartość od tego, co jej nie ma. Propozycja ks. Blachnickiego wzorowana na harcerstwie, gdzie starsi wychowują nieco młodszych, wciąż się sprawdza.