- Przez Maryję niebo jest osiągalne dla każdego człowieka. Warto się o nie starać i dla niego cierpieć - mówił w Lublinie bp Stanislav Stolárik, który przewodniczył Eucharystii na placu katedralnym.
Tegorocznym uroczystościom ku czci Matki Bożej Płaczącej w Lublinie przewodniczył bp Stanislav Stolárik z diecezji rożnawskiej na Słowacji, który do Lublina przyjechał na zaproszenie abp. Stanisława Budzika.
Kiedy Maryja zapłakała w katedrze w 1949 r., nie tylko Polska, ale i wiele innych krajów podnosiło się z tragedii II wojny światowej. Skończył się jeden dramat, ale zaczynał drugi – niewola komunizmu i walka z Bogiem.
– Matka Boska Częstochowska znana jest na całym świecie. Tylko Bóg może zliczyć łzy, które właśnie Ona widziała na twarzach osób proszących Ją o pomoc. Nie ominęła żadnego ze swych dzieci. Ona kocha bez granic, Jej miłość jest zawsze bezinteresowna. Widzi płaczące dzieci i płacze razem z nimi. Jej łzy widać w wielu miejscach na ziemi – mówił biskup.
Bp Stanislav Stolárik.Przypomniał, że zdarzyło się to także tutaj 3 lipca 1949 r., gdy na obrazie Maryi "pojawiły się łzy świadczące o tym, że Ona widzi to, co się dzieje w Polsce". – A jednak Jej Syn umarł za wszystkich. Jego krew wystarczyła na okupienie całej ludzkości od pierwszego do ostatniego człowieka, który przyjdzie na świat – podkreślał bp Stanislav.
Pytał też zgromadzonych, jaka jest odpowiedź ludzi. – Często niestety to lekceważenie i walka z Bogiem. Czy może matka nie płakać, gdy jej dzieci w taki sposób się zachowują? Czy może nie płakać, widząc niesprawiedliwość i zatwardziałość serc, widząc konsekwencje, jakie ponoszą niewinni ludzie? Czy może nie ronić łez, widząc zniewolenie swoich dzieci? – mówił biskup.
Zaznaczył, że Jej łzy w Lublinie widziało wiele ludzi. Świadkowie tamtych wydarzeń chcieli dotrzeć jak najbliżej płaczącej Matki. Interweniowała władza, nastąpiły aresztowania i prześladowania, ale pojawił się też dobry owoc tych łez – nawrócenie wielu ludzi, uzdrowienia i wiele cudów, które wydarzyły się w ludzkich sercach. – Nic dziwnego, że tak dużo ludzi cierpiących przed tym obrazem odnalazło potrzebną siłę. Te łzy to prawdziwa pomoc z nieba – podkreślał bp Stanislav.
Przypomniał też, że 3 lipca był zaraz po pierwszej sobocie miesiąca, kiedy to szczególnie oddajemy cześć Maryi, o co prosiła Ona dzieci w Fatimie. Maryja prosiła wtedy o modlitwę o nawrócenie Rosji, o przyjmowanie Komunii św. i odmawianie Różańca. – W mojej diecezji, kiedy w 2017 r. obchodziliśmy rok fatimski, przygotowywaliśmy się przez wiele miesięcy do poświęcenia diecezji Matce Bożej. Figura Maryi Fatimskiej wędrowała po wszystkich parafiach. Na koniec poświęciłem sercu Maryi całą diecezję, wszystkich moich wiernych. Matka nosi nas w sercu swoim – to nie oznacza beztroski, ale pewność, że Jej niepokalane serce ostatecznie zatriumfuje – mówił biskup
Zwrócił też uwagę, że niebo ofiaruje nam jeszcze więcej pomocy. W tym roku, poświęconym św. Józefowi, możemy powiedzieć, że jesteśmy pod osłoną serca Maryi i w ramionach ojca. – Jesteśmy zaproszeni do nawrócenia, do doświadczania potęgi Maryi i św. Józefa. To jemu powierzono rolę bycia ojcem Jezusa na ziemi. On przychodzi do nas i otwiera swoje ramiona, chce troszczyć się o nas i wspierać nas. Rodzina jest dziś tak bardzo zagrożona w swej istocie i godności. Czy poradzimy sobie sami? Czy potrafimy przeciwstawić się zagrożeniom, które są wokół nas? Powierzmy się opiece Świętej Rodziny – zachęcał.
Nawiązał też do uroczystości, jakie odbędą się we wrześniu w Polsce, czyli do beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego i Róży Czackiej. Te postaci – jak mówił – są przykładem, że niebo można osiągnąć, że warto dla niego żyć i cierpieć.