Nowy numer 38/2023 Archiwum

Gotowy do drogi

O wartości wysiłku, odciskach, wielkiej radości i wspólnocie ludzi podczas pielgrzymowania mówi o. prof. Andrzej Derdziuk OFM Cap z lubelskiej Poczekajki.

Agnieszka Gieroba: Idzie Ojciec w tym roku na pielgrzymkę do Częstochowy?

O. Andrzej Derdziuk: Tak, wybieram się.

Który to będzie raz?

Dziesiąty, więc jakimś wielkim weteranem nie jestem.

Pamięta Ojciec swoje pierwsze rekolekcje w drodze?

Oczywiście. Byłem wtedy klerykiem i szedłem z pielgrzymką warszawską. Taki był wówczas zwyczaj, że wszyscy kapucyni szli z Warszawy, tworząc tzw. grupę brązową. Była ogromna, liczyła około 1000 osób. Szło w niej wielu „weteranów”, czyli osób mających za sobą lata pielgrzymowania. Ja dopiero zaczynałem.

Połknął Ojciec wtedy „pielgrzymkowego bakcyla”.

Tak można powiedzieć, bo powtórzyłem to jeszcze dwa razy z grupą z Warszawy, ale już wtedy marzyła mi się pielgrzymka lubelska, o której słyszałem, że jest bardzo rodzinna. Warszawska to stara pielgrzymka z wielkimi tradycjami, gdzie idzie dużo osób. Wszyscy są bardzo życzliwi i pomocni, ale trudno tak wielu ludzi poznać bliżej. Może stąd była we mnie jakaś tęsknota za pójściem w mniejszej grupie, choć to właśnie grupa brązowa z Warszawy zaszczepiła we mnie miłość do pielgrzymowania.

W końcu udało się Ojcu pójść z pielgrzymką lubelską?

Tak. Było to pierwszy raz dopiero w 2015 roku, kiedy przestałem być wicerektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i miałem więcej czasu. Zresztą wtedy już z pielgrzymką lubelską chodziła też grupa kapucyńska, czyli brązowa trójeczka namiotowa. Z każdym mijanym kilometrem potwierdzało się przekonanie o rodzinnej atmosferze i wspólnotowości tej pielgrzymki. Patrząc na pątników, którzy nieśli Matce Bożej różne swoje sprawy, byłem zawsze pełen podziwu dla nich. Służąc spowiedzią czy głosząc konferencje, doświadczałem takich samych trudów jak każdy pielgrzym.

Co Ojca najbardziej ujmuje w pielgrzymowaniu?

Wspólnota. Na szlaku do Matki Bożej jesteśmy wszyscy tacy sami. Po pierwszych kilku kilometrach nikt nie pamięta, że jeden to profesor czy rektor, a drugi to student czy pracownik jakiejś branży. Stajemy się sobie równi i każdy służy drugiemu. Mogłem dzielić się wiedzą, głosząc konferencje, inny posługiwał śpiewem, organizował pole namiotowe, przygotowywał posiłki. Ludzi jednoczyły nie tylko droga i wysiłek, ale bycie razem. Tak samo jak inni spałem w namiocie, myłem się w namiocie, odpoczywałem, siedząc gdzieś na trawie w rowie czy na łące, znosiłem upał lub deszcz. To wszystko sprawia, że pielgrzymi stają się wspólnotą.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast