1000 km w nieco ponad miesiąc? Dla niego to pestka. Szczególnie gdy wie, że jego wędrówka "przemienia się" w pieniądze, które innym ułatwią życie.
Darek Dragan ze Świdnika na początku września wyruszył w pielgrzymce najdłuższym fragmentem Szlaku św. Jakuba - z Sewilli do Santiago de Compostela. Powoli zbliża się do celu swojej pielgrzymki. - To moje czwarte Camino - opowiada. - Pierwszy raz wybrałem się w 2017 roku. Szukałem wyzwania, któremu bym podołał, a które jednocześnie umocniłoby mnie w wierze. Zakochałem się w tej drodze. Choć nigdy nie marzyłem o pielgrzymowaniu Szlakiem św. Jakuba, stało się to moim "uzależnieniem".
Pierwsze Camino Darka to 900 km szlakiem francuskim. Drugie, w 2018 r., odbył tzw. szlakiem północnym przez regiony Kraju Basków, Kantabrii, Asturii i Galicji. - Pamiętam, że poszedłem na tę pielgrzymkę zaraz po powrocie z Jasnej Góry. Byłem już taki "rozchodzony", więc stwierdziłem, że szkoda marnować ten potencjał - żartuje. W 2019 r. świdniczanin wyruszył szlakiem Camino Primitivo. - To trochę takie nasze Bieszczady - stwierdza. - Szedłem z Lizbony przez Fatimę. Piękna trasa.
W tym roku Darek ruszył po raz czwarty na szlak. - Najpierw pojechałem do Medjugorja na festiwal młodych. Potrzebowałem tego, bo ostatnio przeżywałem trudny czas w swoim życiu. Chciałem złapać oddech, odnowić relację z Panem Bogiem. Człowiek jednak ciągle musi się nawracać. I ja znowu wróciłem na ścieżkę żywej wiary i ruszyłem na szlak po dwuletniej przerwie - opowiada.
Pielgrzymowanie, szczególnie tak długie jak Camino, zmienia myślenie. Pomaga odnaleźć duchową równowagę, jest sprawdzianem wytrzymałości, a dla niektórych drogą do wolności. - Człowiek zaczyna doceniać drobne rzeczy, jak woda do picia, miejsce do spania, prysznic czy kontakt z drugim człowiekiem - mówi Darek. - Ja osobiście na szlaku odnajduję spokój ducha i radość z każdej chwili, mimo bólu, pęcherzy czy zmęczenia nóg. Lubię modlić się, idąc. Jestem wtedy tylko ja i Pan Bóg - dodaje.
Choć drogi św. Jakuba ludzie najczęściej przemierzają samotnie, to jednak na szlaku cały czas mija się pielgrzymów z całego świata i w różnym wieku.
- Przez jakąś chwilę szedłem z Giovannim z Włoch - wspomina Darek. - Spotykaliśmy się na trasie. Giovanni ma 74 lata. Jest bardzo szybki i bardzo wesoły. Często wspólnie odmawialiśmy Różaniec. On po włosku, ja po polsku. W Salamance spotkałem najstarszego jak dotychczas pielgrzyma. To człowiek z USA. Ma 84 lata. Widać było, że droga jest dla niego trudna. Każdego dnia witał mnie jednak z szerokim uśmiechem. Codziennie mijam ludzi starszych. Co ciekawe, jest ich naprawdę bardzo dużo, a droga jest trudna. Niektórzy mają protezy, są po operacjach, schorowani. Mówią jednak, że spełniają swoje marzenie. Idą, bo chcą. Wierzą, że Pan Bóg nad nimi czuwa. Tacy ludzie są moją inspiracją i motywacją.
Podróż Darka dokumentowana jest na profilu FB “Droga do szczęścia”. - Pomyślałem, że moja wędrówka może służyć nie tylko mi - mówi. - Postanowiłem połączyć ją z akcją charytatywną. Nazwałem to “Pomaganie poprzez wędrowanie. Kilometry dla dzieci z hospicjum”. Założyłem zrzutkę. Wszystkie pieniądze na nią wpłacone pozwolą na zakup potrzebnych leków, sprzętu medycznego i środków pielęgnacyjno-kosmetycznych.
Każdy, kto chciałby wesprzeć lubelskie Hospicjum Małego Księcia, kibicując jednocześnie Darkowi w jego zmaganiach z drogą, może to zrobić, wpłacając dowolną kwotę na założoną przez niego zbiórkę: Pomaganie poprzez wędrowanie