Człowiek od zawsze kształtuje i próbuje sobie wyobrazić życie czy stan po śmierci. Zwykle wyobraża sobie swoje istnienie po śmierci jako kontynuację życia ziemskiego, tylko w innej rzeczywistości - mówi werbista o. prof. Zdzisław Kupisińki.
W liturgii Kościoła zachodniego zmarłych wspomina się każdego dnia, ale dniem szczególnych modlitw jest Dzień Zaduszny, kiedy Bożej opiece poleca się wszystkich zmarłych.
Inicjatorem Dnia Zadusznego był opat Odilon z Cluny. W roku 998 polecił, aby we wszystkich klasztorach kluniackich 1 listopada odprawiano oficjum za zmarłych. Benedykt XIV rozszerzył w 1748 r. ten zwyczaj na obszar Hiszpanii, a Benedykt XV w 1915 r. na cały Kościół.
Na ziemiach polskich przed utrwaleniem się procesów chrystianizacji jesienią przypadały jedne z najważniejszych dorocznych obrzędów ku czci zmarłych przodków.
- Jeszcze do połowy lat 60. minionego stulecia najwięcej wierzeń skupiało się wokół praktyk kultowo-magicznych - opowiada o. prof. Zdzisław Kupisińki z Katedry Religiologii i Misjologii Wydziału Teologii KUL. - W niektórych regionach naszego kraju istniała np. praktyka przynoszenia żywności na mogiły zmarłych. Wiktuały przysypywano ziemią i pozostawiano, wierząc, że będą one pokarmem dla przodków. Istniało też powszechne przekonanie, że o północy w Dzień Zaduszny zmarli zbierają się w kościele lub kaplicy cmentarnej na wspólnie odprawianym przez zmarłego kapłana nabożeństwie. Znane jest także opowiadanie o potępionych duszach „mierników”, którzy pod osłoną kul ognistych czy błąkających się ogni mieli wychodzić nocą.
Jak informuje Teatr NN, na Lubelszczyźnie przynoszono do kościoła kaszę w garnuszkach i rozdawano ją ubogim w intencji dusz poszczególnych zmarłych. Tu również obok kwiatów i lampek stawiane były na grobach miniaturowe gliniane dwojaczki czy trojaczki z symbolicznymi porcjami pożywienia dla duszy zmarłego. To echa słowiańskiej Radunicy - obrzędu polegającego na składaniu na grobach bogatych ofiar z jadła i napoju. W 1779 r. archidiakon lubelski Olechowski zakazał urządzania uczt zaduszkowych.
Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to czas, w którym cmentarze rozjaśniają światła zniczy, a na grobach pojawiają się kwiaty. - Tak naprawdę jednak w tym czasie przede wszystkim chodzi o modlitwę - podkreśla o. Kupisiński. - Kościół katolicki na Soborze w Lyonie w 1274 r. ogłosił dogmat o istnieniu czyśćca, a Sobór Trydencki orzekł, że duszom w czyśćcu możemy pomagać. Racjonalne uzasadnienie wiary w życie wieczne zachęca nas do ogarnięcia myślą zmarłych, ofiarowania im daru serca, jakim jest dla wierzących modlitwa osobista oraz modlitwa wspólnoty Kościoła, czyli zamawianie Mszy św., ofiarowanie Komunii św., czy polecanie zmarłych w wypominkach.
Na przełomie XIX i XX w. w Dzień Zaduszny na cmentarzach lub w ich pobliżu urządzano tzw. obiady żałobne, czyli uczty dla zmarłych. Z upływem czasu dawne obrzędy i wierzenia zmieniały się. Zrezygnowano z uczty, a z kultem zmarłych zaczęto łączyć tradycję pieczenia podpłomyków.
- Takie podpłomyki i bochen chleba nie tylko przynoszono na cmentarze, ale też obdarowywano nimi najbiedniejszych, tzw. dziadów - wyjaśnia werbista. - Bochen chleba, wypiekany specjalnie na dzień przed wspomnieniem wszystkich wiernych zmarłych, dzielono na tyle kawałków, za ile dusz mieli oni odmówić modlitwę. Dając poczęstunek ubogim, wymieniano imiona osób, za które obdarowani powinni się modlić. Istniało silne przekonanie, że ofiarowując jałmużnę dziadom, pomaga się osobie zmarłej. Praktyka pozostawiania pożywienia dla dusz na mogiłach oraz wypiekanie podpłomyków, by nimi obdarować żebraków, prosząc ich o modlitwę, przestała funkcjonować. Zwyczaj ten zamieniono właśnie na złożenie ofiary pieniężnej. czyli tzw. wypominki.