Woroniecki podjął starania, aby powołać do życia stowarzyszanie. Zostało nazwane Towarzystwem Uniwersytetu Lubelskiego; jego cel był wyraźnie dookreślony. Jak czytamy w pierwszym paragrafie statutu, jego zadaniem było "zapewnienie Uniwersytetowi Lubelskiemu podstaw materialnych istnienia i rozwoju, jak również popieranie go pod każdym względem".
Albert Döblin, znany dramaturg i eseista, podróżując po Polsce na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia, zahaczył także o Lublin. Przedstawiając swoje wrażenie z wizyty w mieście na Bystrzycą i opisując różne miejsca, wspomina o nowo założonej katolickiej Uczelni. Poświęcił jej kilka zdań, które brzmią następująco: „Niejaki Jaroszyński, bogaty cukrownik z Wołynia założył tutejszy uniwersytet. Episkopat sprawuje nadzór, zatwierdza profesorów, wybiera rektora. Mają trzy fakultety. I nie mają pieniędzy. Chcą być podmiotem publiczno-prawnym, ale pozostałe uniwersytety są temu przeciwne, bo wtedy państwo musiałoby płacić subwencje. Uniwersytet na charakter katolicki; jednak w myśl statutu wymagany jest tylko chrześcijański chrzest”. (Podróże po Polsce, przekł. A. Wołkowicz, Kraków 2000). Ta krótka wzmianka pisarza wprawdzie zawiera informacje już po części zdezaktualizowane (rektor KUL obecnie jest wybierany przez Senat Akademicki, zaświadczenie przyjęciu chrztu nie jest wymagane) czy niezbyt dokładne (Uniwersytet miał podówczas cztery wydziały), ale celnie opisywał kondycję ekonomiczną nowej Wszechnicy. Rzeczywiście „nie mieli pieniędzy”. Ich brak stał się bodźcem do szukania nowych rozwiązań i form wsparcia pozwalających na wyjście z trudnej sytuacji, a w dalszym planie ustabilizowania podstaw finansowych nowej instytucji akademickiej. Ówczesny rektor Jacek Woroniecki, dominikanin, remedium na te problemy upatrywał w powołaniu do życia stowarzyszenia wspomagającego Uniwersytet. Jak się później okazało, była to decyzja niezwykle trafna. Zamysł udało się realizować, założone z jego inicjatywy Towarzystwo Uniwersytetu Lubelskiego, które działa do dnia dzisiejszego pod nazwą Towarzystwo Przyjaciół KUL, odegrało fundamentalną rolę w dziejach lubelskiej Alma Mater.
Drugi rektor w historii katolickiej Wszechnicy
Jacek Adam Woroniecki, drugi z kolei rektor katolickiej Wszechnicy, miał wiele powiązań z Lublinem. Tu przyszedł na świat jako drugie z ośmiorga dzieci Mieczysława Woronieckiego i Marii z Drohojowskich, tu powstały jego najważniejsze prace. Pochodził ze starego rodu książąt Woronieckich, który był gałęzią kniaziów Nieświckich, wychowywał się w majątku Kanie koło Chełma należącym do jego rodziców. W domu rodzinnym zapewniono mu wszechstronny rozwój intelektualny. Miał chłonny i bystry umysł oraz szerokie zainteresowania, nie tylko w zakresie nauk humanistycznych i literatury. We Fryburgu Szwajcarskim studiował nauki przyrodnicze. Następnie podjął tam studia teologiczne zwieńczone doktoratem. W 1906 r. przyjął święcenia kapłańskie w Lublinie i został wykładowcą w tamtejszym seminarium duchownym, w trzy lata później wstąpił do Zakonu Braci Kaznodziejów, popularnie zwanych Dominikanami i przybrał imię Jacek. Był wybitnym uczonym i publicystą, postacią, która swoją twórczością odcisnęła wyraźny ślad na postawach i wyborach życiowych inteligencji katolickiej w I poł. XX stulecia. Na jego bogaty dorobek pisarski składa się wiele prac z zakresu filozofii, teologii i pedagogiki. Jako najważniejsze dzieło, które podejmuje wiele wątków pojawiających się w innych jego pracach jest wymieniana, nadal wznawiana Katolicka etyka wychowawcza w której, bazując na myśli św. Tomasza z Akwinu, przedstawił chrześcijański model wychowania.
Popieranie Uniwersytetu "pod każdym względem"
W 1918 r. Jacek Woroniecki przyjechał do Lublina, tym razem, aby rozpocząć pracę w nowo założonej Wszechnicy, która wówczas nazywała się Uniwersytetem Lubelskim. Podjął wykłady z teologii i etyki. Przypadło mu w udziale pełnienie także innych funkcji, był dyrektorem konwiktu (akademika) księży studentów, zaś w niełatwym czasie wojny polsko-bolszewickiej kapelanem Wojska Polskiego, należał również do Wojewódzkiego Komitetu Obrony Narodowej w Lublinie. W 1922 r., po przedwczesnej i nagłej śmierci ks. prof. Idziego Radziszewskiego, twórcy Uniwersytetu, został wybrany na stanowiska rektora. Okres rządów Woronieckiego jako rektora był naznaczony dużymi kłopotami kadrowymi, organizacyjnymi i finansowymi, które pogłębiał spadek wartości mało stabilnej polskiej waluty. Doskwierał także brak systemowych zasad finansowania Uczelni. W tej sytuacji Woroniecki podjął starania, aby powołać do życia stowarzyszanie. Zostało nazwane Towarzystwem Uniwersytetu Lubelskiego; jego cel był wyraźnie dookreślony. Jak czytamy w pierwszym paragrafie statutu, jego zadaniem było „zapewnienie Uniwersytetowi Lubelskiemu podstaw materialnych istnienia i rozwoju, jak również popieranie go pod każdym względem”. Ponieważ stowarzyszenie formalnie zostało „wciągnięte do rejestracji Stowarzyszeń i Związków” (czyli zarejestrowane) mocą decyzji Wojewody Lubelskiego z dnia 1 grudnia 1922 r., datę tę uznaje się jako wyznaczającą początek jego istnienia. Pod zmienioną nazwą działa do dnia dzisiejszego, zbliżając się do swego wielkiego jubileuszu 100-lecia funkcjonowania.
Występując z inicjatywą powołania do życia stowarzyszenia wspierającego Uniwersytet, ojciec Woroniecki szukał jego zwolenników przede wszystkim wśród zamożnych środowisk ziemiańskich i przedsiębiorców. Nie bez znaczenia było także jego pochodzenie, koneksje i kontakty osobiste. Stąd przy zatwierdzaniu statutu stowarzyszenia, jako jego założyciel został wskazany m.in. hr. Maurycy Zamoyski, znany polski polityk, dyplomata i działacz społeczny, właściciel Ordynacji Zamoyskich. W tej grupie znalazł się także hr. Antoni Rostworowski, posesjonat majątku w Milejowie i Kęble, wielce zasłużony działacz społeczny, który kwestował w całej Polsce na rzecz Uniwersytetu. Dzięki jego aktywności wielu ziemian wspierało Uczelnię, m.in. odpowiadając na apel o. rektora Woronieckiego, fundowało sale pamiątkowe w budynku uniwersyteckim.
Zgodnie ze statutem członkowie stowarzyszenia dzielili się na cztery kategorie, byli to członkowie fundatorzy (wpłacający jednorazowo 50 tys. złotych), członkowie dożywotni (wpłacający jednorazowo 2 tys. złotych), członkowie czynni (wpłacający 50 złotych rocznie) i członkowie wspierający (wpłacający składkę roczną 5 złotych). Wyznaczając takie przedziały finansowe twórcy statutu roztropnie wpisali do dokumentu zastrzeżenie dobrze charakteryzujące ówczesne realia ekonomiczne: „Do czasu ustalenia waluty dokładną cyfrę wkładki członkowskiej oznaczać będzie Komitet Towarzystwa”. Na pierwszej liście członków fundatorów znalazły się dwa nazwiska. Jako pierwszy został wskazany Karol Jaroszyński, genialny przedsiębiorca i hojny filantrop z Podola - jak go określił przywoływany na początku Albert Döblin - „bogaty cukrownik”, fundator lubelskiej Wszechnicy. Jako drugi zaś został wymieniony Stanisław Wessel, ziemianin, posiadacz majątku w Żyrzynie, darczyńca KUL, który dla jego potrzeb ufundował w 1919 r. trzy kamienice przy ul. Niecałej w Lublinie z przeznaczeniem na męski akademik i mieszkania dla profesorów (w takim charakterze służą Uniwersytetowi do chwili obecnej).
"Pamiętaj, żebyś dał na KUL"
We wrześniu 1944 r. Towarzystwo zostało reaktywowane dzięki ówczesnemu rektorowi ks. Antoniemu Słomkowskiemu, pierwszemu powojennemu rektorowi zwanemu drugim założycielem Uniwersytetu. Dążył on do nadania Towarzystwu charakteru masowego, skupiającego jak najszersze kręgi społeczeństwa. „Jedną z form miłości jest przyjaźń. Pragniemy mieć wśród społeczeństwa jak najwięcej przyjaciół, takich, co nas rozumieją”, napisał w odezwie Do społeczeństwa katolickiego (Deo et Patriae, Lublin 1948). Apel nie pozostał bez echa. W nowej, powojennej rzeczywistości znacząco wzrosła liczby członków organizacji. Mimo utrudnień administracyjnych (odmowa zgody na rejestrację) nieustannie powstawały oddziały terenowe. Jak czytamy w liście pasterskim Episkopatu Polski wystosowanym do wiernych z okazji jubileuszu 50-lecia KUL, w 1968 r. Towarzystwo skupiało aż 90 tysięcy członków. Brało udział w organizowaniu i przeprowadzaniu zbiórek pieniężnych organizowanych na terenie całej Polski na rzecz, postrzeganego jako „wyspa wolności” Uniwersytetu Katolickiego. „Na tacę” czy do puszek trafiały datki, nierzadko „wdowie grosze”, dzięki którym Uniwersytet mógł istnieć, funkcjonować, rozwijać się i pełnić swoją misję. Zbiórki były także znakomitą formą promocji idei uniwersytetu katolickiego - informacje o nim podawane z ambon docierały dosłownie do każdego zakątka w Polsce. Do tego formy wsparcia nawiązywał w swoim przemówieniu prof. Grzegorz Kołodko, który w 2013 r., uczestnicząc jako wicepremier i minister finansów w uroczystości inauguracji roku akademickiego, powiedział: „Ja pamiętam jak moja mama mówiła, kiedy w niedziele szedłem do kościoła, »dałam Ci dwa złote i pamiętaj, żebyś dał na KUL«”.
Dług wdzięczności
Jacek Woroniecki sprawował funkcję rektora przez dwa lata; ze względu na pogarszający się stan zdrowia złożył dymisję ze stanowiska w marcu 1924 r. Stworzone z jego inicjatywy stowarzyszenie działa do dziś pod nazwą Towarzystwa Przyjaciół KUL. Mimo że po przemianach politycznych i społecznych lat 90. minionego wieku Uniwersytet stopniowo zaczął podlegać zasadom finansowania przez państwo i obecnie jest subwencjonowany z jego budżetu, stowarzyszenie nadal odgrywa ważną, wręcz nie do przecenienia rolę. Celnie to ujął cytowany już ks. rektor Antoni Szymański: „chodzi nam o coś więcej jeszcze - o to by […] zdobyć sobie w jak najszerszych masach społeczeństwa zrozumienie i umiłowanie idei, dla której istniejemy”. Te słowa są nadal aktualne, wciąż stanowią azymut dla Towarzystwa, które już niedługo wejdzie w jubileuszowy, setny rok swojej dzielności. Zbliżająca się okrągła rocznica jest dobrą okazją do upamiętnienia darczyńców Uniwersytetu, tych znanych z nazwiska i tych (w większości) anonimowych, rozsianych po Polsce i po całym świecie. Uniwersytet bowiem winien jest im wdzięczność, którą wszak Cyceron nazywał nie tylko największą cnotą, ale i „matką wszystkich cnót".