Dziś bez choinki trudno wyobrazić sobie święta, a jednak zanim zielone drzewko weszło do polskiej tradycji, domy zdobiły kolorowe pająki i podłaźniczki.
– Bombek na początku nie znano. Legenda głosi, że pierwszy zrobił je niemiecki rzemieślnik, który pracował w hucie szkła. Jak większość wynalazków, tak i bombki powstały z biedy. Ponoć ów człowiek nie miał pieniędzy na zakup orzechów i jabłek, więc, żeby nie było smutno jego dzieciom, wydmuchał szklane bańki. Z czasem nauczono się je posrebrzać i malować. Na lubelskich choinkach, w czasach przedwojennych, były one rzadkością, ale zanim bombki zaczęto wytwarzać w Polce, okrągłe formy ozdób powstawały z bibuły – wyjaśnia muzealnik. Wycinano kółka z papieru, zaginano je na nożyczkach lub słomkach, a nawet na ostro zakończonych ołówkach. Były to dzieła pracochłonne, ale efekt wspaniały.
- Na zrobienie ozdób choinkowych był cały Adwent, jednak przygotowanie materiałów potrzebnych do pracy trwało cały rok. Głównie dzieci zajmowały się gromadzeniem potrzebnych rzeczy. Dostępna była bibuła, ale trzeba było zebrać orzechy, pudełka po zapałkach, druciki, słomę, a nawet korę czy patyczki. Klej, tak zwany klajster, robiło się z zaparzonej mąki – opowiada Bogna Głuchowska.
Jeszcze w czasach powojennych wiele ozdób wykonywano samodzielnie. Jeśli w ciągu roku dziecko zjadło cukierka, to nigdy nie wyrzucało papierka, ale chowało go, by wykorzystać podczas robienia ozdób świątecznych. To właśnie dzieci miały za zadanie ozdobić drzewko. W bogatszych domach pomagały im babcie, guwernantki czy nianie. W okresie przedświątecznym czasopisma zamieszczały wzory i szablony, które podpowiadały jak wykonać takie ozdoby. Uważano, że to zadanie, podobnie jak nauka kaligrafii, uczyło staranności i cierpliwości.
Dziś już w niewielu domach Adwent upływa na przygotowaniu dekoracji świątecznych, ale każdy, kto chciałby wrócić do dawnych tradycji, inspiracje może znaleźć w Muzeum Wsi Lubelskiej.