Barbara Osak - żona, matka, prawniczka - mówi o wyzwaniach związanych z wychowaniem dzieci i życiem rodzinnym.
Ks. Rafał Pastwa: Jesteście rodziną wielodzietną…
Barbara Osak: Zaważył przykład. Mieliśmy dwójkę dzieci i trafiliśmy z mężem w środowisko rodzin z kilkorgiem dzieci, zachwyciła nas ta atmosfera, miłość wzajemna rodzeństwa. Obecnie mamy piątkę dzieci. Oboje z mężem Wojciechem pochodzimy z wielodzietnych rodzin i rodzice nas wychowywali w trudniejszych warunkach aniżeli te, które panują obecnie, to jednak nie planowaliśmy wielodzietnej rodziny. Finanse nas nie ograniczały – ale decydowało otoczenie. We wspólnotach, w których byliśmy nie było licznych rodzin, dopiero na pewnym etapie je spotkaliśmy.
Jak jesteście postrzegani przez najbliższych i współpracowników?
Oboje jesteśmy prawnikami, mąż jest czynny w zawodzie, ale jest zjawiskiem. Jest znany z tego, że jako specjalista kieruje się wartościami chrześcijańskimi w życiu i że jest ojcem wielu dzieci. Ja prawie nie pracuję zawodowo. Ważne jest dla mnie, żeby pracować, ale zajmuję się dziećmi, robię studia podyplomowe, mam czas dla siebie.
Ale potrzebuje Pani chyba dodatkowej pomocy, aby mieć czas dla siebie?
Korzystamy z pomocy opiekunki, która zajmuje się jednym z dzieci, abym mogła poświęcić czas innym. Z każdym dzieckiem staram się wyjść na spacer – jeden na jeden. Mąż z kolei zabiera chłopców na męskie wyprawy. Nie czuję, aby któreś dziecko było obciążone opieką nad innymi. Sytuacja jest o tyle złożona, że najstarsze z naszych pociech jest dzieckiem ze spektrum autyzmu, więc musimy dbać o sprawiedliwe poświęcenie czasu, a terapia poprzez rodzeństwo dała mu najwięcej.
W przypadku dziecka z niepełnosprawnością potrzeba jeszcze więcej wysiłku rodziców.
Dzieci, które cokolwiek osiągają mimo niepełnosprawności w społeczeństwie, to te, których rodzice walczyli o to. Nasze dziecko jest inteligentne, a komunikuje to najbardziej w środowisku bezpiecznym, domowym. Sugerowano nam, że powinniśmy skierować go do szkoły specjalnej, ale przygotowywaliśmy się, żeby był przystosowany do życia społecznego. Wygląda to trochę tak, jakby syn musiał udowodniać, że jest normalny. Myślę, że powinna się zmienić mentalność rodziców zdrowych dzieci, by one były uczone inności, akceptacji inności sprawnościowej. Szkolne środowisko jest nastawione na sukcesy w określonej i utrwalonej formie, stąd nikt nie chce zaburzać rytmu nauki zdrowym dzieciom poprzez pojawienie się ucznia z niepełnosprawnością.
Czy odczuwa Pani, że niepełnosprawność w naszym społeczeństwie to problem?
Niektóre, prostsze cywilizacje opiekowały się chorymi, niepełnosprawnymi, starszymi. Teraz okazuje się to niekiedy problemem. W niektórych krajach domy dziecka buduje się obok domów starości – i wtedy dochodzi również do wzajemnego wsparcia. Bardzo brakuje rozwiązań systemowych, z głową. Nie ma celowanej, sensownej pomocy, stąd często rodziny, które nie radzą sobie życiowo są zdane na siebie. Niekiedy dzieci trafiają do domu opieki, a tam nie rozwiną się tak, jak mogłyby się rozwinąć. My, katolicy, nie tworzymy systemowych solidarnych rozwiązań.
Pełna rozmowa z Barbarą Osak w 2/2022 wydaniu "Gościa Lubelskiego".