Rok przed wstąpieniem na papieski tron, w czerwcu 2004 roku, podczas uroczystości z okazji 60. rocznicy lądowania aliantów w Normandii, kardynał Józef Ratzinger powiedział: „Co się stało? Zbrodniarzowi i jego bandzie udało się przejąć władzę w Niemczech”. I dodał, że jeżeli kiedykolwiek w historii mieliśmy do czynienia ze sprawiedliwą wojną, „to właśnie tutaj, w działaniach aliantów, ponieważ ich interwencja miała na celu także dobro tych, przeciwko których krajowi prowadzona była ta wojna. Okoliczność ta wydaje mi się istotna, ukazuje bowiem, na przykładzie wydarzenia historycznego, że nie do obrony jest całkowity pacyfizm”.
To „jeżeli kiedykolwiek” jest wyraźnym sygnałem, że być może nigdy takiej wojny na świecie nie było, aczkolwiek Katechizm Kościoła Katolickiego podaje warunki, które musiałaby wojna spełniać, aby była „sprawiedliwa”. Odrębną sprawą, aczkolwiek z podobnym tłem, jest kwestia prawa do obrony. Co do tego nie ma wątpliwości. Czy postulaty papieskiej Komisji Iustitia et Pax kierowane do papieża Franciszka, żeby porzucił teorię wojny sprawiedliwej, a zaangażował się w promocję pojęcia „sprawiedliwego pokoju”, były wyrazem tendencji do promowania „całkowitego pacyfizmu”, o którym Ratzinger powiedział, że jest nie do obrony? Nie wiem, mam natomiast pewność, że sprawiedliwość słusznie już przez starożytnych definiowana była jako przyznanie każdemu tego, co mu się należy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.