Był organizatorem parafii św. Jadwigi na lubelskim Czechowie. Budował kościół, a wraz z nim wspólnotę ludzi. Pan powołał go do siebie w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.
Była druga Niedziela Wielkanocna, ks. Jan szykował się do oprawienia Mszy św. Nie zdążył, Pan wezwał go do siebie.
Według zaplanowanych Eucharystii w parafii św. Jadwigi w Lublinie, Msza św. o godz. 13.00 była przypisana ks. Janowi Miturze. Wcześniej przyszedł do zakrystii, by się przygotować i wyjść do ołtarza. Pan Bóg miał jednak inny plan - właśnie wtedy zaprosił go na spotkanie twarzą w twarz. Dalszy ciąg Niedzieli Miłosierdzia Bożego świętował już w obecności Jezusa.
Chyba wszyscy na osiedlu należącym do parafii św. Jadwigi znali ks. Jana. Wielu z nich towarzyszył przy udzielaniu sakramentu małżeństwa, wielu chrzcił, udzielał Pierwszej Komunii, słuchał spowiedzi, w końcu odprowadzał w ostatnią drogę. Teraz na niego przyszedł ten czas. W wypełnionym po brzegi kościele, w którym Eucharystii przewodniczył abp Stanisław Budzik wraz z wieloma kapłanami, parafianie żegnali wieloletniego proboszcza.
- Kiedy zaczęła się tworzyć nasza parafia, my, mieszkańcy nowych osiedli na Czechowie nie znaliśmy się. Każdy przyprowadził się tu z jakiegoś innego miejsca i żył trochę dla siebie. Ks. Jan, który został skierowany do tworzenia parafii św. Jadwigi i budowy kościoła, zjednoczył nas. Dzięki parafii i inicjatywie naszego proboszcza zaczęliśmy lepiej się poznawać, może też lepiej do siebie odnosić. Zawsze zachęcał nas do praktycznej miłości bliźniego - mówią parafianie.
Abp Stanisław w homilii przypomniał, że kto swoje życie związał z Chrystusem, z Nim i związał swoją śmierć. Tak było i w przypadku ks. Jana.
- Każdy grób na świecie, przy którym stajemy, wywołuje pewien smutek i tęsknotę za tymi, których tam złożyliśmy. Przy grobach znanych ludzi gromadzą się inni, mówiąc że ktoś słynął z jakiegoś talentu lub czynu i dlatego należy się im pamięć. Jest jednak jeden grób na świecie, który nie wywołuje smutku, a jego sława roznosi się od pokoleń dlatego, że jest pusty! To grób Jezusa, który niesie przesłanie „Otrzyjcie już łzy płaczący”, „Jest zwycięzca śmierci, piekła i szatana!”. Te słowa stają się udziałem każdego z nas, kto przez chrzest zanurzył się w Jezusie - mówił arcybiskup.
Ludzie, którzy otarli się o śmierć, mówią że w jednej chwili całe życie staje przed oczyma. Nawiązując do tego abp Budzik mówił o ks. Janie, przez którego myśli przebiegło pewnie w tej znaczącej chwili wiele wydarzeń.
- Może zobaczył swój rodzinny dom, twarze rodziców, szkołę, seminarium, parafie w których pracował i ten kościół, który wybudował. Może ostatnią myślą była modlitwa, którą kapłan odmawia przed przystąpieniem do sprawowania Mszy św., a której słowa brzmią „Oto za chwilę przystąpię do ołtarza Bożego. Do Boga, który rozwesela młodość moją. Do świętej przystępuje służby. Chcę ją dobrze pełnić”. Ks. Jan nie przyjął już tego dnia Chrystusa w postaci chleba i wina, ale zobaczył Go twarzą w twarz – mówi abp Stanisław.
Zacytował też fragment testamentu zmarłego, w którym dziękuje on Bogu za gorliwych parafian i prosi by modlili się za niego i nie ustawali w wierze. Niech ten testament ks. Jana się realizuje.