Był alkoholikiem, mieszkał na ulicy. Dziś jest jedynym w Polsce trenerem dryblingu piłkarskiego. Otwarcie mówi, że wszystko, co umie, zawdzięcza Panu Bogu.
Sala gimnastyczna w Lublinie. Mali piłkarze z zapartym tchem patrzą, jak ich idol wykonuje triki najpopularniejszych gwiazd piłki nożnej. - Wy też możecie tak grać - przekonuje niewysoki, uśmiechnięty mężczyzna w czapce bejsbolowej. - Trzeba ćwiczyć i wierzyć, że się uda. No i nie bać się porażki. Ona jest wliczona w każdą naukę. Bo najważniejsze to nigdy się nie poddawać.
Piotr „Olo” Oleksik ma 39 lat. Wygląda na znacznie młodszego. Na co dzień mieszka w Łodzi. To zazwyczaj do niego przyjeżdżają uczniowie, którzy marzą, by grać jak Neymar, Mbape czy Lewandowski. Tym razem Olo postanowił wybrać się na wycieczkę do Lublina, w którym nigdy jeszcze nie był, choć jego rodzina pochodzi z Lubelszczyzny.
Piotr od przeszło dziesięciu lat zajmuje się niszową w Polsce dyscypliną sportu, jaką jest street soccer. Uczy też młodszych i starszych piłkarzy najlepszych zwodów i trików piłkarskich. - W naszych akademiach piłkarskich to jeszcze mało popularne szkolenie, ale w Hiszpanii czy Portugalii takie umiejętności są bardzo cenione - stwierdza.
Piotra wychowało łódzkie blokowisko. - Nie miałem łatwego dzieciństwa - wspomina. - Uciekałem z domu, często nie miałem co jeść, a zabawek szukałem na śmietniku. Nikt się mną za bardzo nie zajmował. Marzyłem, by grać w piłkę, i miałem talent do dryblingu, ale byłem mały i chudy i nikt mnie nie do drużyny nie chciał. Z czasem wpadłem w nieciekawe towarzystwo.
Młody Olo zaczął od jednego “browara”, a skończył jako alkoholik i narkoman. - To się tak bardzo nawarstwiało, że straciłem dom, bliskich. Ocknąłem się dopiero na wycieraczce przed łódzkim wieżowcem. Szturchnął mnie kominiarz, który chciał wejść do budynku. Uświadomiłem sobie wtedy, że jestem na dnie, z kilkoma kredytami, bez żadnych perspektyw i w zasadzie moje życie nie ma już sensu. Miałem wtedy 28 lat. Wstałem, oparłem się o ścianę i nagle doznałem olśnienia. Dotarło do mnie, że jest Pan Bóg, że On jedyny mnie kocha, że mi pomoże. Zobaczyłem siebie jako człowieka sukcesu, który wszystko osiąga dzięki swojej wierze.
Piotrek powoli zaczął podnosić się ze swojego upadku. - Za 8 zł kupiłem w Tesco piłkę. Chciałem wrócić do dziecięcych marzeń - wspomina. - Najpierw zacząłem trenować po pół godziny dziennie. Wychodziłem z piłką na taki plac koło bloku i ćwiczyłem sztuczki, które wcześniej widziałem w telewizji. Zaczęło mi to wychodzić. Zwiększyłem czas treningu do godziny, później do dwóch, trzech.
Nie obyło się jednak, jak mówi, bez upadków. - Było mi bardzo ciężko. Pojechałem do Częstochowy, powiedziałem Matce Bożej i Panu Jezusowi, że nie radzę sobie z życiem, z samym sobą, że potrzebuję pomocy. Kilka miesięcy później, w Sylwestra, odstawiłem niedopite piwo. Nigdy więcej nie sięgnąłem po alkohol.
Ludzie ze środowiska Piotrka zobaczyli, że się zmienił. Jego sztuczki z piłką obserwowali także mieszkańcy osiedla. - Któregoś razu podszedł do mnie człowiek, który dał mi 10 zł i powiedział, że bardzo mu się podoba to, co robię z piłką. To mi dodało skrzydeł.
Jeśli to, co człowiek robi, jest zgodne z wolą Pana Boga, to jak mówi Olo, daje On ogromną siłę do działania. - Ja potrafiłem trenować nawet 5 godzin dziennie. W tym czasie imałem się różnych dorywczych prac. Kopałem rowy, pracowałem jako ochroniarz, rozdawałem ulotki. Zarabiałem grosze, ale coś jednak miałem, mogłem się utrzymać, bo już nie piłem.
W międzyczasie Piotrka dopadła ciężka choroba. - Właściwie, to niewielu lekarzy dawało mi jakieś szanse na życie, bo nie miałem dostępu do specjalistycznego leczenia. Ono było bardzo drogie. Pomyślałem wtedy, że będę się modlił o cud do Matki Bożej. Tak zacząłem pierwszą nowennę pompejańską. Matka Boża mnie uratowała. W ostatniej chwili znalazłem się w testowym programie, w którym miałem za darmo leki - wspomina
Całą historię Piotrka "Ola" Oleksika będzie można przeczytać już wkrótce w papierowym wydaniu "Gościa Lubelskiego".