Choć kościół położony jest na skraju parafii, to w sercach większości wiernych zajmuje on centralne miejsce. Kościół Matki Bożej Bolesnej w Kraśniku jest jedną z młodszych wspólnot w mieście.
Kiedy parafia została erygowana w 1997 roku, zaczęła powstawać tu wspólnota ludzi. Wówczas było to młode osiedle, którego mieszkańcy w dużej mierze pracowali w Fabryce Łożysk Tocznych w Kraśniku.
– Ludzie chcieli mieć kościół blisko, więc wspólnymi siłami pod okiem pierwszego proboszcza ks. Wiesława Rosińskiego wybudowali najpierw kaplicę, a po latach kościół właściwy, w którym się dziś modlimy – mówi ks. Hubert Czarnecki proboszcz parafii Matki Bożej Bolesnej w Kraśniku.
Kapłan podkreśla też, że wszystko, co w parafii udało się zrobić i dalej jest podejmowane to zasługa wiernych, ich zaangażowania, pracy i nakładów finansowych. Proboszcz jedynie spina organizacyjnie różne dzieła, ale bez ludzi sam nic by nie zrobił
W jego przypadku posługa w tej wspólnocie to powrót w miejsce sobie znane, gdyż przed laty, kiedy nie było jeszcze wybudowanego kościoła, był tu wikariuszem.
Kościół Matki Bożej Bolesnej w Kraśniku.– Od tamtych czasów Kraśnik bardzo się zmienił. Dotyczy to także naszej parafii. Fabryka zatrudnia dziś może 20 procent dawnej załogi, więc mieszkańcy musieli znaleźć jakieś inne źródło utrzymania. Większość jakoś na szczęście poradziła sobie z tą sytuacją – mówi proboszcz.
Dziś wspólnotę parafialną tworzą w znacznej mierze ludzie starsi, ale i młodych też trochę jest. Wiek zapisany w dokumentach nie opisuje stanu ducha, który wciąż w tej wspólnocie jest młody i pełen zapału.
– Sam fakt wybudowania kościoła pokazuje już zaangażowanie ludzi w życie parafii. Mury to jednak nie wszystko, teraz jest czas na dalsze prace, które pozwolą z tej przestrzeni zrobić jeszcze piękniejsze miejsce ku chwale Boga. Zaczęliśmy od sprowadzenia organów z Holandii i ich montażu na naszym chórze. To dobry instrument, myślę, że jego brzmienie wpisze się na listę najlepszych w diecezji, a więc i wspaniała muzyka będzie rozbrzmiewać w naszym kościele – cieszy się ks. Hubert.
Przed wspólnotą jednak stoi już następne wyzwanie, czyli ukończenie wystroju kościoła.
– Mamy już projekt prezbiterium, w którym znajdą się drewniane figury oraz zamysł ołtarzy bocznych. Jeden będzie ku czci Matki Bożej, a drugi planujemy poświęcić św. Andrzejowi Boboli. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to mam nadzieję, że pod koniec roku nasz kościół zyska zupełnie nowe oblicze – mówi proboszcz i już planuje dalsze prace.
Wśród nich jest miejsce adoracji Najświętszego Sakramentu, które mogłoby się znaleźć w kaplicy bocznej. Prowadzą do niej bezpośrednie drzwi z zewnątrz, co umożliwiłoby modlitwę chętnym cały dzień.
– Kościół to taka budowla, przy której zawsze coś jest do zrobienia. Na wszystko trzeba jednak czasu i funduszy dlatego różne inicjatywy mają swoją kolejność. Z Bożą pomocą mam nadzieję, że uda się nam jeszcze wiele rzeczy zrobić – podkreśla ks. Hubert.
Zapytany o radości i troski proboszcza mówi, że kłopoty powierza Panu Bogu i Najświętszej Maryi Pannie, a radościami dzieli się z innymi.
– W ostatnich tygodniach nie mogę się nacieszyć widokiem twarzy moich parafian. Kiedy przyszedłem tu do pracy, w Polsce obowiązywał nakaz zasłania nosa i ust w kościele, w związku z tym przez ostatnie 2 lata nie widziałem swoich parafian. Teraz w końcu mogę zobaczyć ich twarze, poznać i rozpoznać. Wychodząc z domu i mijając ludzi na ulicy widzę w nich wiernych, których spotykam w kościele. To mnie bardzo cieszy – mówi proboszcz.