Nowy numer 17/2024 Archiwum

Mówili o nim „dziadunio”

W Nałęczowie leczył się i pisał. Stąd wysyłał felietony, fragmenty powieści i obfitą korespondencję. Tu też znajduje się jedyne w Polsce jego muzeum.

Aleksander Głowacki, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko pisarza, przyjechał tu na kurację. Jego przyjazd do Nałęczowa nie był planowany. Miał się wybrać do Zakopanego, jednak jego specyficzna dolegliwość dokuczała mu coraz bardziej. Agorafobia, czyli lęk przestrzeni, dopadała go w różnych miejscach. Czasami widząc przed sobą pusty plac, który miał przejść, wpadał w panikę. Z listów wiadomo, że w Nałęczowie Prusa przywitał deszcz. Nie zraziło go to jednak. Gdy po raz pierwszy przybył do Nałęczowa, miał 35 lat. Aż dziwne, że nie znał tego miejsca wcześniej, skoro wiele lat swej młodości spędził w Lublinie i pobliskich Puławach, gdzie był wychowywany przez babkę i ciotkę. W 1872 r. miał za sobą publikację pierwszych artykułów. Wydawał nowele i powieści drukowane na łamach prasy w odcinkach. Zyskał grono wiernych czytelników i stał się popularny. Do Nałęczowa przyjeżdżał już jako znany autor. Leczył się tu i pisał. No chyba że ogarniała go niemoc twórcza. Nazywał to paraliżem wakacyjnym. Wstawał rano i szykował się do pisania. Ciął papier, obsadzał stalówki i… odkładał pisanie na później.

Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy