Po dwóch latach bez tradycyjnej wizyty kapłana odwiedziny duszpasterskie wróciły. U niektórych duszpasterz już był, inni jeszcze na niego czekają.
W części parafii archidiecezji lubelskiej księża przychodzą do domów, w których parafianie na pewno ich przyjmą − bo ich zaprosili. Tak bywa w mieście. W mniejszych miejscowościach duchowni tradycyjnie chodzą z kolędą od domu do domu. Czym jest dla nich wizyta duszpasterska? − Jeżeli ksiądz kolędę traktuje jedynie jako obowiązek, a ci, których odwiedza, jako konieczną tradycję, to tylko tym ona będzie − mówi ks. Damian Dorot, wikariusz parafii NMP Nieustającej Pomocy w Lublinie. − Jeżeli jednak pojawi się otwartość z obu stron, to może stać się impulsem do wielu dobrych spotkań, rozmów. Wszystko zależy od naszego nastawienia (księdza i domowników) − uważa duchowny.
Impuls
Księża, chodząc po kolędzie, trafiają do różnych domów. Często zdarzają im się trudne sytuacje, a czasem zabawne. − Kiedyś odwiedzałem blok, który zamieszkiwali głównie studenci. Jeden z nich pomylił mnie z dostawcą pizzy − wspomina ks. Damian. − Innym razem parafianie, którzy nie spodziewali się tego popołudnia gości, przeprowadzili bardzo szczegółowe „przesłuchanie”, zanim wpuścili mnie do środka.
Czasem zdarza się, że ksiądz po kolędzie jest gościem niespodziewanym, wręcz niechcianym, ale otwarte serca z obu stron potrafią sprawić, że ktoś dostrzeże w tym impuls do osobistego spotkania z Bogiem. − Tak było w przypadku kolędy u młodego małżeństwa, które przeżywało pierwszy bardzo poważny kryzys − opowiada ks. Dorot. − Dopiero po kilku miesiącach zobaczyłem ich w kościele na Mszy św. uśmiechniętych i co najważniejsze – razem. − Kiedy indziej drzwi otworzyła mi kobieta, która od razu powiedziała, że jest ateistką, ale skoro się już natrudziłem, by do niej zajść, to mnie wpuści. Odbyłem z nią bardzo fajną rozmowę.
Raz drzwi ks. Damianowi otworzył obywatel Arabii Saudyjskiej, lekarz, muzułmanin. − Mimo oczywistych dzielących nas różnic zaprosił mnie do mieszkania. Okazało się, że więcej nas łączy, niż dzieli. W tym przypadku myślę, że Maryja pomogła nam przełamać wzajemne uprzedzenie, bo okazało się, że obaj darzymy Ją ogromną miłością i czcią. Dałem mu w prezencie Nowy Testament, żeby mógł bardziej Ją poznać, od niego dostałem w prezencie Koran.
Ciekawość
Dla księży czas kolędy jest trudny zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym. − To duszpasterstwo wychodzenia do ludzi, którzy z większą lub mniejszą chęcią czy radością czekają na kapłana − stwierdza ks. Mateusz Wójcik z parafii Wniebowzięcia NMP w Kraśniku. − Ale jest to okazja do indywidualnego spotkania z rodziną nie tylko tą dobrze znaną z przyparafialnych wspólnot czy niedzielnej Mszy św., ale również z tymi, którzy chodzą do kościoła jedynie przy okazji ważnych świąt. Często, jak mówi ks. Mateusz, jego wizyta staje się dla ludzi okazją do poproszenia o modlitwę w konkretnej intencji. − Nieraz brakuje śmiałości w kościele, w kancelarii, ale kiedy spotkanie odbywa się w domu, w codzienności, jakoś łatwiej przychodzi, chociażby małżeństwom, zwierzenie się np. z problemu z zajściem w ciążę czy trudnych relacji z rodziną. Takie rozmowy pokazują, że Kościół jako wspólnota wzajemnie sobie ufa i chce, by ta wspólnota modliła się za siebie wzajemnie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się