Po dwóch latach bez tradycyjnej wizyty duszpasterskiej, kolęda powróciła. U niektórych ksiądz już był, inni jeszcze na niego czekają.
Czym dla księży jest wizyta duszpasterska?
- Jeżeli ksiądz kolędę traktuje jedynie jako obowiązek a ci, których odwiedza, uważają ją jako konieczną tradycję, to tylko tym ona będzie - mówi ks. Damian Dorot, wikariusz parafii NMP Nieustającej Pomocy w Lublinie. - Jeżeli jednak pojawi się otwartość z obu stron, to może stać się impulsem do wielu dobrych spotkań, rozmów. Wszystko zależy od naszego nastawienia (księdza i domowników) - zauważa duchowny.
Księża, chodząc po kolędzie, trafiają do różnych domów. Często zdarzają im się śmieszne sytuacje. - Pewnego razu odwiedzałem blok, który zamieszkiwali głównie studenci, jeden z nich pomylił mnie z dostawcą pizzy - wspomina ks. Damian. - Innym razem parafianie, którzy nie spodziewali się tego popołudnia gości, przeprowadzili bardzo szczegółowe „przesłuchanie”, zanim wpuścili mnie do środka.
Ks. Józef Hałabis, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Księżomierzy, w czasie tegorocznej kolędy spotkał nauczycielkę, która uczyła go 20 lat temu geografii. W innym domu, gdy przyszło do poświęcenia wodą, okazało się, że woda święcona z talerzyka zniknęła. - Kot wypił - śmieje się ks. Józef. - Chwilę później miałem przygodę z psem. Gdy wszedłem do domu, on zaczął biec do mnie. Zdążyłem zapytać, czy gryzie, usłyszałem, że nie i pies wczepił mi się w łydkę.
Kiedyś drzwi ks. Damianowi otworzył obywatel Arabii Saudyjskiej, lekarz, muzułmanin. - Pomimo wydawałoby się oczywistych dzielących nas różnic, zaprosił do mieszkania. Okazało się, że więcej nas łączy niż dzieli - wspomina ks. Dorot. - W tym konkretnym przypadku myślę, że Maryja pomogła nam przełamać wzajemne uprzedzenie, bo okazało się, że obaj mamy ogromną miłość i cześć dla Niej. Dałem mu w prezencie Nowy Testament, żeby mógł bardziej Ją poznać, od niego dostałem w prezencie Koran.
Dla księży czas kolędy jest trudny zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym.
- To duszpasterstwo wychodzenia do człowieka, rodziny, która z większą lub mniejszą chęcią czy radością czeka na kapłana - stwierdza ks. Mateusz Wójcik z parafii Wniebowzięcia NMP w Kraśniku. - Ale jest to okazja do indywidualnego spotkania z rodziną nie tylko tą dobrze znaną z przyparafialnych wspólnot czy niedzielnej Mszy św., ale również z tymi, którzy wchodzą do kościoła jedynie przy okazji ważnych świąt.
Często, jak mówi ks. Mateusz, jego wizyta staje się dla ludzi okazją do poproszenia o modlitwę w konkretnej intencji. - Nieraz brakuje śmiałości w kościele, w kancelarii, ale kiedy spotkanie dokonuje się w domu, w codzienności, jakoś łatwiej przychodzi, chociażby małżeństwom zwierzyć się np. z problemu zajścia w ciążę, czy trudnych relacji z rodziną.
Zdarza się, że kapłani rozmawiają z domownikami na poważne teologiczne czy społeczne tematy, ale czasem trzeba, jak mówią, zająć się nie mniej ważnymi zadaniami jak budowa z młodszymi domownikami budowli z klocków lego, czy urządzanie wyścigów samochodowych.
- Miałem też taką śmieszną historię: posługując w poprzedniej parafii, tak się złożyło, że podczas świąt i bezpośrednio po nich, nasz kościół odwiedzały telewizyjne ekipy. I jakie było moje zdziwienie, gdy podczas jednego z kolędowych spotkań dziecko powiedziało „Mamo, pan z telewizji” - śmieje się ks. Mateusz.
Są też trudne momenty w czasie kolędy, kiedy choroba czy śmierć kogoś bliskiego zabiera radość życia. - Pamiętam kobietę ok. 40 lat, chorą na nowotwór, lekarze dawali jej kilka miesięcy życia. Widać było zmęczenie chorobą, ale jeszcze bardziej rzucał się w twarz uśmiech i pogoda ducha - opowiada ks. Damian. - Ona mi wtedy powiedziała: “Proszę księdza, jak ksiądz spotka kogoś, kto jest smutny, nieszczęśliwy, niech im powie, że ja się za niego modlę i swoje cierpienie ofiaruję”. Pomyślałem wtedy, że świętych nie trzeba szukać daleko, oni są wśród nas.