Jak ogarnąć codzienność i nie zwariować, pracując zawodowo, będąc żoną i mamą − często kilkorga dzieci? Warto mieć dobry plan.
Sobotnie przedpołudnie. Sala konferencyjna jednego z lubelskich hoteli wypełniona przeszło trzydziestką młodych kobiet. Niektóre w ciąży, inne z niemowlakami na rękach. Słychać wymianę zdań dotyczącą żłobków, przedszkoli i szkół, rozwoju dziecka i czasu wolnego dla mamy.
Za chwilę zaczną się warsztaty, na które wszystkie panie niecierpliwie czekały. Znana w sieci z Family Fun By Mum Agnieszka Stefaniuk jest już gotowa. − Przedstawcie się, proszę − rzuca.
Dziewczyny po kolei wymieniają swoje imiona i opowiadają, dlaczego zdecydowały się spędzić sobotnie przedpołudnie razem z innymi mamami i Agnieszką.
Padają różne informacje: chciałam pobyć z innymi dziewczynami; chciałam cię poznać; moje życie to chaos, chcę wiedzieć, jak je ogarnąć; chcę się nauczyć, jak w trudach dnia codziennego zachować uśmiech tak jak ty; stęskniłam się za kobietami i dobrą zabawą. Większość powodów obecności kobiet na spotkaniu jest podobna. Chcą po prostu pobyć ze sobą, a przy okazji wymienić się sposobami na codzienność, która niekiedy niedomaga.
Zmiana − rewolucja czy ewolucja?
Agnieszka Stefaniuk ma siedmioro dzieci. Ma też swoje miejsce w sieci pod nazwą Family Fun By Mum. Tam dzieli się swoim macierzyńskim doświadczeniem i pomaga innym kobietom odnaleźć radość z bycia mamą. Stara się, jak mówi, odczarować trochę wielodzietność i zarazić inne mamy swoim entuzjazmem.
Dziewczyny na początku mają za zadanie dobrać się w pary, odwrócić do siebie plecami i zmienić jedną rzecz w swoim wyglądzie. Później nawzajem odgadnąć, co się zmieniło. Choć jest trochę śmiesznie, czują się swobodnie dopiero za trzecim razem. Dlaczego robią to samo trzy razy? − Czego dotyczyło to ćwiczenie, jak myślicie − pyta po zakończeniu Agnieszka. − Reorganizacji w życiu − pada z sali.
Zmiana, jak zaznacza prowadząca warsztaty, jest jednym z bardziej stresujących doświadczeń w naszym życiu. − Każda codzienna zmiana ma na nas wpływ, ale są też zmiany graniczne, diametralne, jak choćby moment pojawienia się w rodzinie dziecka, choroba kogoś bliskiego, utrata pracy. Nie jest aż tak ważne, jak do nich podchodzimy, chodzi raczej o to by, uświadomić sobie, że zmiany możemy wprowadzać w sposób rewolucyjny bądź ewolucyjny. Ja wprowadziłam rewolucję kiedy urodziło się nasze pierwsze dziecko − wyrzuciłam telewizor, dosłownie. Ale nie zawsze trzeba w ten sposób − zaznacza prelegentka. − Czasami trzeba krok po kroku wprowadzać w życie pewne usprawnienia.
Wartościowy cel
Agnieszka na tablicy wypisuje hasła: ja − kobieta, ja i moja rodzina, ja i moja praca, moje życie wewnętrzne. − Pamiętajcie: to, czy nasze życie będzie udane nie zależy od okoliczności, grubości portfela, ale naszej świadomości. Mamy wpływ na to, jak je postrzegamy − podkreśla. − Nie przekażę wam dziś żadnych rewolucyjnych nowości. Chcę, byście same sobie wyznaczyły cele, pamiętając przy tym, że każdy z nich wtedy będzie wartościowy i prawdziwy, gdy będzie stawiał opór.
Na projektorze pojawia się zdjęcie ładnych kobiet. − Ciało jest pierwszym aspektem osoby ludzkiej. Ale często możemy zupełnie przepaść, jeśli się zbyt mocno zanurzymy w tym temacie: robieniu paznokci, fryzury, odchudzaniu czy trenowaniu. Oczywiście trzeba dbać o siebie, przede wszystkim po to, by być zdrową i czuć się dobrze sama ze sobą, ale nie dajmy się zwieść, że nie będziemy szczęśliwe bez tych paznokci czy nowego płaszcza − przekonuje.
Ważne to, co teraz
− A co waszym zdaniem oznacza „czas dla siebie”? – pyta Agnieszka. Z sali pada odpowiedź: wyjście do Lidla. Wszystkie kobiety wybuchają śmiechem. − Wiele razy dostaję takie pytanie od dziennikarzy: a co robisz dla siebie? No cóż, ja wszystko robię tak naprawdę dla siebie. Przecież nikt mnie nie zmuszał, bym miała męża, dzieci. Ja dla nich nie pracuję. Robię to, co chcę, a że czasem czuję się zmęczona, potrzebuję pomocy, że nie wszystko wychodzi tak, jak bym chciała? Nikt mi niczego nie nakazał i nikt mnie nie ogranicza. Wiecie, co trzeba zrobić, jeśli nie cieszycie się swoim życiem? Czas zacząć się nim cieszyć! Nie można jechać ciągle na poczuciu obowiązku i oczekiwaniu na prawdziwe życie, kiedy dzieci dorosną, przestaną chorować, kiedy wyjedziesz na wakacje. Wtedy przyjdą inne problemy. Ciesz się tym, co jest teraz.
Agnieszka, przerzucając slajdy podkreśla, że dziś w życiu często zbyt mocno skupiamy się na emocjach. − Nierzadko możemy wpaść w pułapkę zaspokajania ich, bo chcemy słuchać serca. A niestety czasami bywa, że nasze serce jest źle ukształtowane. Pamiętajmy o tym, że życie nie kończy się tu, na ziemi, na naszym pogrzebie i warto pracować nad swoim charakterem, by osiągnąć wieczność − nie w piekle.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się