Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Tak żyć, by inni pytali, skąd to masz

Zdarza się, że gdy ktoś widzi zakonnicę, przechodzi na drugą stronę ulicy. Ukryte życie zakonne daje możliwość spotkania i rozmowy, która może by się nie odbyła w innym przypadku.

Czasy były trudne. Polska znajdowała się pod zaborami, a wiara kojarzyła się z zachowaniem patriotyzmu i podtrzymywaniem polskości. Nic dziwnego, że car postanowił zrobić wszystko, by ograniczyć, a najlepiej usunąć w ogóle z życia społeczeństwa zakony. Nie było mowy o tym, by młode dziewczęta mogły się realizować jako siostry zakonne. A jednak znalazł się człowiek, który nie wzbudzając podejrzeń, nie tylko zachęcał do życia z Bogiem, ale i zakładał nowe zgromadzenia, które w tym zakazanym czasie rosły jak grzyby po deszczu.

Doświadczenie Boga

Honorat Koźmiński wiedział, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Sam doświadczył tego, uchodząc cało ze śledztwa, jakie Rosjanie prowadzili przeciw niemu, oskarżając go o spisek przeciw carowi, a potem wychodząc ze śmiertelnej, wydawałoby się, choroby. Jako 20-letni młodzieniec 8 grudnia 1848 roku wstąpił do zakonu kapucynów w Warszawie. Po roku został wysłany na studia filozoficzne i teologiczne do Lublina, wpisując się tym samym w historię tego miasta. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1852 roku. Jego kazania od początku przyciągały wielu słuchaczy. Katechizował, spowiadał, a ponieważ miał dar rozpoznawania i kierowania duszami ludzkimi, jego konfesjonał był zawsze bardzo oblegany. − To właśnie z konfesjonału i rozmów z ludźmi wiedział, że wiele dziewcząt odczytuje w sobie powołanie, ale nie może go realizować. W związku z tym zainicjował powstanie ukrytego życia zakonnego – opowiada s. Joanna, sercanka bezhabitowa.

Życie ukryte

Założeniem zakonów bezhabitowych było naśladowanie życia ukrytego Świętej Rodziny, jakie wiodła ona w Nazarecie. Takie funkcjonowanie nie uchodziło za nic szczególnego, a jednak jej przykład pociągał ludzi do Boga. Drugi wymiar był czysto praktyczny – skoro nie można zakładać nowych zgromadzeń habitowych, to zakonnnik wymyślił siostry bezhabitowe. W ten sposób władze Królestwa Polskiego nie zorientowały się, że coraz większe rzesze młodych dziewcząt podejmują życie zakonne.

− Ojciec Honorat założył ponad 2 0 wspólnot zakonnych, gromadząc dziewczęta w grupach zawodowych. My wywodzimy się z grupy nauczycielek i guwernantek. Dziewczęta spotykały się w ukryciu na modlitwie i formacji, a potem każda szła do swoich obowiązków, nie ujawniając, że należy do wspólnoty sióstr – opowiada s. Joanna.

Sercanki bezhabitowe

Od pewnego czasu o. Honorat myślał o tym, aby powołać kolejne zgromadzenie zrzeszające nauczycielki, dlatego gdy zgłosiła się do niego Paulina Anna Malecka, rozpoznał w niej osobę, która może pomóc w nowym dziele. 8 grudnia 1886 roku, po złożeniu I profesji zakonnej, Paulina Malecka już jako s. Maria Paula otrzymała od o. Honorata zadanie współtworzenia nowego zgromadzenia, które miało poświęcić się wychowywaniu dzieci i młodzieży w duchu religijnym i patriotycznym – Zgromadzenia Córek Serca Maryi. Z gotowymi ustawami pojechała do Warszawy, gdzie czekały kandydatki do podjęcia drogi życia konsekrowanego. W skromnych warunkach oddała się organizowaniu nowej rodziny zakonnej, zawierzając swoje posługiwanie Matce Najświętszej.

Na każde czasy

Mimo zmieniających się czasów, odzyskania przez Polskę niepodległości i przywrócenia możliwości powstawania i rozwoju zgromadzeń zakonnych zarówno sercanki, jak i siostry z wielu innych zgromadzeń założonych przez o. Honorata kontynuują życie ukryte.

− Ojciec, zakładając zgromadzenie, przewidział, że czasy mogą się zmienić, jednak prosił, by siostry dalej prowadziły życie ukryte. Mówił, że potrzebne są dusze, które od środka, anonimowo mają krzewić wiarę i podtrzymywać ducha patriotyzmu w narodzie. Stosujemy się do tego polecenia, widząc potrzebę i skuteczność takiego życia. Możemy nieść Ducha Bożego w środowiska, w jakich pracujemy. Może gdybyśmy miały habit, wiele osób nie chciałoby z nami rozmawiać. Szczególnie dziś, gdy niektórzy, widząc zakonnicę, przechodzą na drugą stronę ulicy czy zmieniają przedział w pociągu. My, nie mając żadnych oznak życia konsekrowanego, możemy nawiązać wiele ciekawych rozmów, które być może komuś pomogą odnaleźć drogę do Boga – podkreślają siostry.

Jak bardzo skuteczna może być taka posługa, pokazują konkretne przykłady. – Jedna z naszych sióstr w czasach komunistycznych przez wiele lat uczyła języka polskiego w jednym z LO na Podlasiu. Wśród swoich dawnych uczniów ma 17 kapłanów. Bardzo lubiła uczyć; potrafiła swoją postawą i sposobem przekazywania wiedzy pomóc młodym ludziom odkryć powołanie – opowiada s. Elżbieta.

Siostry pracują w różnych miejscach, gdzie służą wychowaniu dzieci i młodzieży. Są nauczycielkami w szkołach (co ciekawe − uczą nie tylko religii), prowadzą przedszkola, dom dziecka i bursę dla młodzieży w Lublinie. – Posługujemy także nauczycielom i wychowawcom, organizując dla nich dni skupienia. Obracamy się w tym środowisku, więc to naturalne działanie. Czynimy to, naśladując cnoty Serca Maryi, wszak jesteśmy Jej córkami – podkreślają.

Obecnie zgromadzenie liczy ponad 200 sióstr. Pracują też poza granicami Polski: we Włoszech, Brazylii, na Litwie, Białorusi i Ukrainie.

Drogi powołania

W rodzinie s. Joanny była siostra zakonna, urszulanka, ale dziewczynie nie przychodziło do głowy, że mogłaby pójść w jej ślady. – Przyznaję, że pierwsza myśl o życiu zakonnym zrodziła się z zazdrości. Moja najlepsza koleżanka wygadała mi się, że idzie do zakonu. To wtedy pomyślałam, że jak ona, to czemu nie ja? Później przez długi czas to się weryfikowało. Coraz bardziej odkrywałam, że to mnie pociąga. Kiedy sama doświadczyłam, czym jest miłość Pana Boga i ile radości może dać życie w bliskiej relacji z Nim, chciałam, by inni doświadczyli czegoś podobnego. Ciągle brzmiały mi w uszach słowa piosenki: „Wiele jest serc, które czekają na Ewangelię”. To mnie motywowało – opowiada s. Joanna.

Najpierw jednak skończyła studia i zaczęła uczyć matematyki w szkole. Realizowała się w pracy z młodzieżą, więc zaczęła się rozglądać za zgromadzeniem, które pracuje z młodymi ludźmi. Jednocześnie bardzo bliski był jej św. Franciszek. Nie wiedząc, którą drogę wybrać, udała się do Częstochowy, gdzie znajduje się ośrodek powołaniowy i można znaleźć informacje o zakonach. – Ilekroć przyjeżdżałam na Jasną Górę, był on jednak zamknięty, ale któregoś razu udało mi się. Wchodzę, a tam siedzi jakaś dziewczyna. Powiedziałam, że chcę poczytać o urszulankach. Dała mi ulotkę i napomknęła, że ona też jest siostrą. Zmierzyłam ją wzrokiem i myślę, jak to możliwe, skoro ubrana jest jak zwykła dziewczyna… Opowiedziała mi o sercankach bezhabitowych. Utrzymywałyśmy potem kontakt i zauważyłam, że to zgromadzenie łączy właśnie postawę św. Franciszka, pracę z młodzieżą i wewnętrzną radość. Wtedy uświadomiłam sobie, że życie ukryte jest tym, co mnie pociąga. Nie będę rozpoznawalna jako siostra, a jednocześnie będę nieść innym Ducha Bożego – mówi o odkrywaniu powołania s. Joanna.

Odkryć swoje miejsce

Inną drogę powołania ma pochodząca ze Skórca s. Elżbieta. − Nasz rodzinny dom sąsiadował z kościołem, a rodzina była zaangażowana w życie parafii. Nasze siostry po sąsiedzku miały też swój dom oraz pracowały w parafii i klasztornej kuchni u księży marianów. Przy różnych okazjach miałam z nimi kontakt. Pochodzę z dużej rodziny, więc gdy przychodziły wakacje, szłam do pracy, by zarobić sobie na różne wydatki. Któregoś roku zaproponowano mi pracę w ogrodzie u marianów. W tym czasie do Skórca został przeniesiony nowicjat sercanek i pojawiły się młode dziewczyny. Naturalnie więc nawiązał się kontakt, ale myśl o zakonie się nie pojawiła – opowiada siostra. Gdy była w maturalnej klasie, rodzice zmieniali dom, urodził się też najmłodszy brat, więc nie było warunków do nauki. Wówczas siostry zaproponowały, że może zamieszkać w ich domu i uczyć się do matury. – Tak się stało, ale o życiu zakonnym nie myślałam. Po maturze nie wiedziałam, co robić, siostry zaproponowały mi wyjazd z postulantkami nad morze, dostałam też propozycję pracy. Bycie we wspólnocie z siostrami stawało się dla mnie coraz ważniejsze, ale nie chciałam, by ktoś wiedział, że myślę o życiu zakonnym i się do niego przygotowuję. Przez rok odbywałam formację, ale w wielkiej tajemnicy. Wiązało się to z różnymi komplikacjami i przygodami, bo nawet rodzice nie wiedzieli, a w międzyczasie za mąż wychodziła moja siostra. Po jej weselu miałam się przenieść do nowicjatu. Przyszła po mnie siostra mistrzyni, by mi pomóc w przeprowadzce, i trzeba było w końcu powiedzieć rodzicom. Pobiegłam do domu. Akurat cała rodzina wracała z pola; powiedziałam im, że mam pilną sprawę, że idę do zakonu i proszę o błogosławieństwo. Wszyscy byli zaskoczeni, rodzice kazali mi wracać do domu, ale powiedziałam im, że muszę sprawdzić, gdzie jest moje miejsce. Okazało się, że wspólnota sercanek bezhabitowych odtąd stała się moim domem – mówi s. Elżbieta.

To tylko dwie z wielu historii powołania – każda jest inna, bo też każdego Pan Bóg wzywa bardzo osobiście. W ramach prowadzonego przez zgromadzenie duszpasterstwa młodych istnieje wiele możliwości, aby dziewczęta mogły pogłębić swoją wiarę, przeżyć dzień skupienia lub też rozeznać swoje powołanie. Siostry zapraszają do kontaktu.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy