Nowy numer 11/2024 Archiwum

Bp Mieczysław Cisło o odkrywaniu powołania i posłudze

Dokładnie 25 lat temu w lubelskiej archikatedrze otrzymał święcenia biskupie. Jak sam przyznaje, nigdy nie myślał o takiej funkcji, ale gdy przyszła decyzja papieża, że ma zostać biskupem pomocniczym archidiecezji lubelskiej, wyraził zgodę, oddając się Matce Bożej.

Jego rodzinny dom w ziemi krasnobrodzkiej był początkiem wiary. To tutaj uczył się pacierza, widział rodziców, którzy Pana Boga traktowali z wielką miłością i oddaniem.

– Oboje rodzice byli wierzący, choć mama bardziej to okazywała. Ojciec był raczej racjonalistą i potrafił krytycznie spojrzeć na rzeczy, jakie działy się w Kościele. Nie znaczy to, że był daleki od Pana Boga. Przeciwnie, dziś, mogę powiedzieć, że to właśnie rodzinny dom kształtował moją wiarę – wspomina bp Mieczysław Cisło.

Pobożność wpisana była w życie najpierw małego Mietka, a potem coraz starszego Mieczysława. Wzrastał w kręgu oddziaływania trzech ważnych dla niego kościołów, gdzie szczególne miejsce zajmowała Matka Boża. Pierwszy to sanktuarium w Krasnobrodzie, gdzie Maryja w tamtejszym wizerunku odbierała wielką cześć, co zresztą nie zmieniło się do dziś. Tam do świątyni w dzień odpustu szły całe rodziny z okolicy, by się modlić i wspólnie świętować.

– Parafialny odpust to było ważne wydarzenie nie tylko religijne, ale i rodzinne, bo wtedy był uroczysty obiad i towarzyskie spotkania z krewnymi. Dla mnie jako dziecka był to dzień szczególny i wyjątkowy – opowiada bp Mieczysław.

Drugie ważne miejsce to parafia w Tarnawatce i tamtejsza ikona Matki Bożej z cerkwi w Werechaniach, która przez kilka wieków należała do grekokatolików. – Losy tarnawackiej świątyni są zawiłe, ale obraz Matki Bożej odbiera tu od 100 lat wielką cześć. Ja sam z ogromną radością modliłem się przed nim i już jako mały chłopiec chętnie uczęszczałem na nabożeństwa w tej sąsiedniej parafii, oddalonej od domu o 3,5 km, podczas gdy do rodzinnej parafii było 7 km – wspomina kapłan.

To tam podczas pewnych rekolekcji usłyszał stwierdzenie rekolekcjonisty, że jeden z obecnych chłopców zostanie kapłanem. Wówczas wcale nie wziął tego do siebie. Mając ok. 13 lat, nie zastanawiał się nad swoją przyszłością. Te słowa jednak powróciły do niego po latach, szczególnie kiedy zastanawiał się nad wyborem studiów. – Nie byłem nigdy ministrantem, choć moja rodzina wspomina, że jako mały chłopiec bawiłem się w księdza. Pamiętam nawet, że będąc w liceum w Tomaszowie Lubelskim, gdzie znajduje się także sanktuarium maryjne – trzecie ważne dla mnie miejsce – zostałem poproszony przez księdza, by służyć do Mszy, ale odmówiłem. Nastawiony byłem raczej na studia medyczne i na taką uczelnię złożyłem papiery – mówi bp Mieczysław. Jednak czas rozeznawania swojej drogi i przygotowań do egzaminów na studia ciągle przynosił pytania, czy to na pewno jest ta droga.

– Tak się wtedy składało, że spotykałem różnych kapłanów i rozmawiałem z nimi. W końcu jeden zapytał mnie wprost, czy nie myślę o seminarium. Doradził, bym spróbował, czy ta droga nie jest dla mnie. Tak zrobiłem. Zabrałem papiery ze studiów medycznych i przeniosłem je na KUL, nikomu nic nie mówiąc. Pamiętam, że spotkałem na Alejach Racławickich w Lublinie moje koleżanki z klasy, które widząc mnie, podbiegły z wiadomością, że nie ma mnie na liście studentów. Wówczas powiedziałem im, że owszem, jestem na liście, tyle tylko, że nie studentów medycyny, ale teologii – wspomina jubilat.

Czas seminarium, czyli lata 1964–1970, był jednocześnie wielkim świętowaniem Millennium Chrztu Polski.

– Czuliśmy wtedy ogromną wdzięczność Bogu za dar wiary w naszym narodzie. Panowała podniosła atmosfera, której nic nie było w stanie popsuć, nawet liczne szykany i ograniczenia ówczesnych władz. Ludzie tłumnie przychodzili do kościołów, a główne obchody Millennium w diecezjach zgromadziły tysiące osób przed katedrami. Pamiętam, że nie tylko plac przed archikatedrą lubelską był szczelnie wypełniony, ale i boczne ulice zajmowali ludzie, którzy przyjechali z różnych stron diecezji mimo ograniczeń komunikacyjnych stosowanych przez władze – wspomina biskup. W takiej atmosferze utwierdzało się powołanie, które zostało zwieńczone święceniami kapłańskimi 14 czerwca 1970 roku. Potem zaczęła się codzienna praca.

– Moją pierwszą parafią był Krasnystaw, gdzie uczyłem religii młodzież szkół średnich. Wówczas też po Polsce peregrynował obraz Matki Bożej, a po jego aresztowaniu same ramy i świeca. Parafie poprzez misje przygotowywały się do jego przyjęcia. My także, bo to była wielka manifestacja wiary. Do dziś pamiętam banderie konne, które wystawiały parafie, by uhonorować Matkę Bożą, i wzruszenie, jakie wszystkim wtedy towarzyszyło – mówi bp Mieczysław.

Po czterech latach przeniesiono go do Lubartowa, gdzie przez rok także katechizował młodzież. Stamtąd został wysłany na studia doktoranckie do Rzymu.

– Mieszkałem w Domu Polskim wraz z innymi księżmi studentami. To w Rzymie przeżywałem śmierć papieża Pawła VI i krótki pontyfikat Jana Pawła I. W kolegium, gdzie mieszkałem, zatrzymał się też kard. Karol Wojtyła, który przyjechał na konklawe. Pamiętam, jak 14 października żegnaliśmy go przy wspólnym obiedzie, gdy udał się na Watykan, a potem wraz z innymi czekaliśmy na placu św. Piotra na wybór nowego papieża. Ten wieczór, kiedy nad Rzymem rozciągało się niebo usiane gwiazdami, na którego tle zobaczyliśmy biały dym, był jednym z największych przeżyć. Usłyszeliśmy, że papieżem zostaje Polak! Po pierwszym zaskoczeniu ogarnęła nas wielka radość i nadzieja, że teraz na pewno w Polsce nastąpi jakaś zmiana – opowiada bp Mieczysław.

Po studiach rzymskich wrócił do Polski w 1981 roku, przed wprowadzeniem stanu wojennego. Został wówczas prefektem w seminarium, gdzie rektorem był ks. Mieczysław Brzozowski, zaangażowany w ruch wolnościowy, organizator Mszy za ojczyznę, mówca kazań patriotycznych. Jego współpracownicy wraz z nim wspierali ludzi walczących o wolność, a po wprowadzeniu stanu wojennego – internowanych.

– Taka atmosfera i środowisko były i moim udziałem w seminarium, gdy po śmierci ks. Brzozowskiego zostałem jego następcą – mówi bp Cisło. Codzienna praca wypełniała kolejne dni. W 1997 roku, po przejściu na emeryturę bp. Bolesława Pylaka, biskupem w Lublinie został Józef Życiński, który początkowo zamieszkał w seminarium.

 – To była okazja do poznania nowego pasterza, ale i on mógł lepiej poznać nas. To on właśnie przedstawił moją osobę jako jedną z kandydatur na biskupa pomocniczego w naszej archidiecezji. Nigdy nie myślałem o takiej posłudze, raczej chciałem po zakończeniu pracy w seminarium zostać proboszczem, ale kiedy przyszła decyzja Ojca Świętego o mojej nominacji na biskupa, mimo zaskoczenia podjąłem się tego zadania – wspomina bp Mieczysław.

Na dzień swoich biskupich święceń wybrał 2 lutego 1998 roku. Od tamtej pory trwa posługa biskupa, odwiedzanie parafii, głoszenie słowa Bożego, udzielanie sakramentu bierzmowania, udział w różnych wydarzeniach diecezjalnych. Mimo, iż teraz bp Mieczysław jest emerytem, nie przestaje służyć diecezji.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy