Niepoliczalne doświadczenie wiary, wspólnoty i radości stało się udziałem tysięcy ludzi, którzy na swojej drodze zetknęli się z Ruchem Światło−Życie. Przez niewielki wycinek tych wspomnień prowadzi publikacja „Podróż przez pokolenia”.
W archidiecezji lubelskiej ta podróż zaczęła się 50 lat temu, podczas pierwszej oazy zorganizowanej w Klemensowie w wakacje 1973 roku. Od tamtej pory tysiące osób uczestniczą w sztafecie pokoleń przeżywających spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem dzięki formacji w Ruchu Światło−Życie. Część z nich podzieliła się swoim doświadczeniem, pisząc świadectwo o swojej pierwszej oazie.
– Pomyśleliśmy, że jubileusz 50-lecia jest dobrą okazją, by zebrać wspomnienia. Zaproszenie skierowaliśmy do wszystkich oazowiczów, zarówno tych najstarszych, którzy pamiętają rekolekcje z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, jak i do młodszych, którzy w kolejnych dekadach wyjeżdżali na wakacje, by spędzić je z Bogiem. W ten sposób udało się nam zebrać świadectwa, poczynając od początku rekolekcji organizowanych w naszej diecezji, a skończywszy na roku 2022 – mówi ks. Jerzy Krawczyk, moderator Ruchu Światło−Życie Archidiecezji Lubelskiej.
Nad zebraniem i zredagowaniem napływających tekstów i fotografii pracowali Elżbieta i Witold Kowalczykowie wraz z Katarzyną Kraczoń. – Trudno na 160 stronach zmieścić historię ostatnich 50 lat, niemniej podjęliśmy się tego wyzwania. Niektóre teksty trzeba było trochę skrócić, nie wszystkie fotografie miały jakość nadającą się do druku, ale jesteśmy wdzięczni każdemu, kto włączył się w tworzenie publikacji. Materiały, które się nie zmieściły, znajdą się na stronie oazowej, stając się tym samym przedłużeniem albumu jubileuszowego – podkreślają redaktorzy.
Lublin − ważne miejsce
Ruch oazowy rozwijał się w całej Polsce, ale Lublin ma swoje szczególne miejsce w tym dziele. To z naszym miastem ks. Franciszka Blachnickiego związały praca i posługa. To tutaj w latach 1961−1977 najpierw jako student, potem jako wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego propagował odnowę liturgii. Tutaj rodziła się koncepcja teologii pastoralnej jako nauki o urzeczywistnianiu się Kościoła będącego sakramentem wspólnoty w duchu Soboru Watykańskiego II i jej praktyczne odniesienie w Ruchu Światło−Życie. W Lublinie powstały programy rekolekcyjne i formacyjne dla dzieci i młodzieży, kleryków, kapłanów, dorosłych, małżeństw, rodzin. W Lublinie powstał pierwszy krąg Domowego Kościoła. Tutaj także rozpoczęło się dzieło formacji kapłanów w ramach Instytutu Formacji Pastoralno-Liturgicznej.
– Wielość działań i posług ks. Franciszka w Lublinie pokazuje w naszej publikacji pierwsza część, historyczna, przygotowana przez Roberta Derewendę, Mateusza Burzaka oraz Elżbietę i Witolda Kowalczyków. O dziełach ks. Blachnickiego pisze także we wstępie abp Stanisław Budzik. Kolejne części podzieliliśmy na dekady i świadectwa uczestników oaz rekolekcyjnych. Część ostatnia to początek świętowania jubileuszu podczas gali, jaką przeżywaliśmy w grudniu 2022 roku – wyjaśnia ks. Jerzy.
Wakacje w górach
Jedne z pierwszych wspomnień napisała Elżbieta Ogrodnik, która wraz z mężem swoją przygodę z Ruchem Światło−Życie zaczęła w 1974 roku. „Spędzaliśmy wtedy urlop w Małem Cichem. Zaraz na początku udaliśmy się na poszukiwanie kościoła, by móc uczestniczyć we Mszy św. Okazało się, że jest tylko niewielka kaplica dojazdowa i nie ma codziennej Mszy, ale akurat wieczorem będzie Eucharystia dla młodzieży przebywającej tu na wakacjach. Przyszliśmy, ale ku naszemu zdumieniu nie była to Eucharystia, jaką znaliśmy. Bardzo aktywnie uczestniczyli w niej młodzi, czytając czytania i modlitwę wiernych, pięknie śpiewali i wszystko odbywało się z wielkim namaszczeniem. Byliśmy zafascynowani. Zapytaliśmy kapłana, jak można włączyć nasze córki w coś takiego. Okazało się, że to rekolekcje oazowe dla młodzieży z Poznania, ale centrala Ruchu Światło−Życie, który je organizuje, jest w Lublinie. Po powrocie z wakacji otrzymaliśmy telefon w sprawie spotkania na Sławinku. Nic nie wiedzieliśmy, tylko że to w sprawie tej rozmowy z wakacji. Jak się okazało, było to spotkanie z ks. Franciszkiem Blachnickim i kilkoma małżeństwami, które znaliśmy w kościoła akademickiego KUL. Tak, szukając wspólnoty dla naszych córek, znaleźliśmy ją dla siebie” – wspomina Elżbieta Ogrodnik, która wraz z mężem Stefanem od tamtej pory zaangażowała się w Domowy Kościół Ruchu Światło−Życie.
Urlop bez opalania
Swoim świadectwem z lat 80. ubiegłego wieku podzielili się także Halina i Jerzy Ochalowie. „Był rok 1982, kiedy do naszych drzwi zapukali Ania i Tadeusz Młynarczykowie. Przyszli zaprosić nas na spotkanie kręgu Domowego Kościoła. Zachęceni przez nich, w 1984 roku pojechaliśmy na piętnastodniową oazę do Łabuń. Wybraliśmy się z czworgiem naszych dzieci i córką brata. Zabraliśmy ze sobą stroje do opalania, a tu program z codzienną modlitwą, Mszą św., spotkaniami w grupach i pogodnymi wieczorami. Cały dzień wypełniony! Jak jeszcze znaleźć czas na pranie ubrań dla pięciorga dzieci? Na dzień dobry ks. Zdzisław Ciżmiński powiedział, że w tym miejscu nie można palić, chyba że poza obozem, ale kto to robi, nie korzysta w pełni z rekolekcji. Byłam wtedy palaczką i zastanawiałam się, co zrobić. Pomyślałam, że się tu nie nadaję. Wzięłam do ręki Pismo Święte i trafiłam na fragment, że w niebie większa radość będzie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z 99 sprawiedliwych. Zaczął się wir zajęć, na wszystko brakowało czasu. Zapomniałam nawet, żeby zapalić, nie czułam takiej potrzeby. Po przyjeździe do domu postanowiliśmy kontynuować formację. Przed poznaniem Ruchu Światło−Życie byliśmy tzw. niedzielnymi katolikami, po rekolekcjach nasze życie zupełnie się zmieniło” – napisali w swoim świadectwie małżonkowie.
Stan surowy
Swoją pierwszą oazę wspomina także Andrzej Jaksim, który wybrał się na rekolekcje, mając 15 lat. „Do Białowoli pojechaliśmy we trzech: ja, Tomek i Marek. Spakowany byłem w harcerski plecak, w którym wszystko, co wyprasowane, przestało być wyprasowane. Ale jaki piętnastolatek by się tym przejmował? Nie wiem, gdzie nocleg miały dziewczyny, ale nasza grupa nie mogła lepiej trafić. Oddalony od remizy, w której była stołówka, dom w Białowoli był w trakcie budowy. Na ścianach były już tynki, ale nie było jeszcze wylewek na podłogach. W budynku brak prądu, wody, łazienek… same gołe ściany. Coś fantastycznego! Do spania dostałem twardy siennik, na którym mogłem położyć górną część ciała. Ogrzewanie niepotrzebne, było przecież gorące lato. Na zewnątrz budynku był wyprowadzony jeden kran z zimną wodą. Rekolekcje prowadził ks. Zenon Małyszek i choć nie pamiętam jego konferencji, to był wspaniały czas. Zachwyciła mnie wówczas oaza, zachwycili mnie ludzie, z niektórymi do dziś jesteśmy przyjaciółmi. Połączyły nas te rekolekcje, rozmowy, obieranie ziemniaków, spotkania, gry w piłkę w czasie wolnym. Nawet krzyż nas połączył – ten, który nieśliśmy podczas Drogi Krzyżowej. Był dębowy, miał z 5 metrów i ciężko było go podnieść” – wspomina Andrzej.
Nóż do ziemniaków
Mimo upływu czasu oaza wciąż pociąga młodych ludzi. Tak było też z Basią Szcześniak. – W 2016 roku na jedno ze spotkań ogólnych w parafii św. Jadwigi w Lublinie zaprosiła mnie koleżanka. Pamiętam je dobrze, choć nie miało znaczącego wpływu na moje pozostanie w oazie. Myślę, że bardziej spodobały mi się przyjazna atmosfera, otwartość i zaangażowanie osób na spotkaniu. Przed wyjazdem na pierwszą oazę dowiedziałam się od mojej mamy, że ona również w młodości na nie jeździła. Moi rodzice po ślubie wstąpili do Domowego Kościoła i na spotkania zabierali także mnie. Byłam małym dzieckiem i pamiętam te spotkania jako zabawy z koleżankami. Mama, czerpiąc doświadczenia ze swoich oaz, poradziła mi, żeby na oazę wakacyjną zabrać nóż do obierania ziemniaków, twierdziła, że będzie mi potrzebny. Oczywiście nie był, bo posiłki przygotowywała oazowa ciocia. Jednakże fakt, że na oazę zabrałam ze sobą nóż, znajomi nadal mi przypominają. Oaza jest dla mnie wielkim darem, dzięki któremu mogłam poznać wspaniałych ludzi oraz pogłębić, tym razem już świadomą, relację z Bogiem i poznać piękno liturgii” – napisała Basia.
Każdy czas i każde rekolekcje niosą niepowtarzalne wspomnienia. By do nich wrócić, warto udać się w „Podróż przez pokolenia”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się