Historii powołania jest wiele. Każdy ma swoją i niepowtarzalną. Jedni odczytują ją od dzieciństwa, inni będąc młodzieńcami, jeszcze inni w dorosłym życiu. Swoją opowieścią podzieliła się z nami s. Elżbieta - sercanka bezhabitowa.
Honorat Koźmiński wiedział, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Oficjalnie w Polsce pod zaborami nie można było zakładać zgromadzeń zakonnych, a Honorat słuchał w konfesjonale, jak wiele młodych dziewcząt chce się poświęcić Bogu. Wymyślił więc zakonne życie ukryte, zakładając liczne zgromadzenia. Jednym z nich są Córki Serca Maryi nazywane sercankami bezhabitowymi.
Mimo zmieniających się czasów, odzyskania przez Polskę niepodległości i przywrócenia możliwości powstawania i rozwoju zgromadzeń zakonnych, siostry sercanki oraz wiele innych założonych przez o. Honorata, kontynuują życie ukryte.
- Ojciec zakładając zgromadzenie, przewidział, że czasy mogą się zmienić, jednak prosił, by siostry dalej prowadziły życie ukryte. Mówił, że potrzebne są dusze, które od środka anonimowo mają krzewić wiarę i podtrzymywać ducha patriotyzmu w narodzie. Stosujemy się do tego polecenia, widząc potrzebę i skuteczność takiego życia. Możemy nieść Ducha Bożego w środowiska, w jakich pracujemy. Może gdybyśmy miały habit wiele osób nie chciałoby z nami rozmawiać. Szczególnie dziś niektórzy widząc zakonnicę przechodzą na drugą stronę ulicy, czy zmieniają przedział w pociągu. My, nie mając żadnych oznak życia konsekrowanego, możemy nawiązać wiele ciekawych rozmów, które być może komuś pomogą odnaleźć drogę do Boga - podkreślają siostry.
Swoją drogą powołania podzieliła się z nami s. Elżbieta, która pochodzi ze Skórca, gdzie siostry mają swój dom.
- Nasz rodzinny dom sąsiadował z kościołem, a rodzina była zaangażowana w życie parafii. Nasze siostry po sąsiedzku miały też swój dom oraz pracowały w parafii i klasztornej kuchni u księży marianów. Często też przy różnych okazjach miałam z nimi kontakt. Pochodzę z dużej rodziny, więc gdy przychodziły wakacje szłam do pracy, by zarobić sobie na róże wydatki. Któregoś roku zaproponowano mi pracę w ogrodzie u marianów. W tym czasie do Skórca został przeniesiony nowicjat sercanek i pojawiły się młode dziewczyny. Naturalnie więc nawiązał się kontakt, ale myśl o zakonie się nie pojawiła - opowiada siostra. Gdy była w maturalnej klasie, rodzice zmieniali dom, urodził się też najmłodszy brat, więc nie było warunków do nauki. Wówczas siostry zaproponowały, że może zamieszkać w ich domu i uczyć się do matury. - Tak się stało, ale o życiu zakonnym nie myślałam. Po maturze nie wiedziałam co robić, siostry zaproponowały mi wjazd z postulantkami nad morze, dostałam też propozycję pracy. Bycie we wspólnocie z siostrami stawało się dla mnie coraz ważniejsze, ale nie chciałam, by ktoś wiedział, że myślę o życiu zakonnym i się do niego przygotowuję. Przez rok odbywałam formację, ale w wielkiej tajemnicy. Wiązało się to z różnymi komplikacjami i przygodami, bo nawet rodzice nie wiedzieli, a w międzyczasie za mąż wychodziła moja siostra. Po jej weselu miałam się przenieść do nowicjatu, przyszła po mnie siostra mistrzyni, by mi pomóc w przeprowadzce i trzeba było w końcu powiedzieć rodzicom. Pobiegłam do domu, akurat cała rodzina wracała z pola, powiedziałam im, że mam pilną sprawę, że idę do zakonu i proszę o błogosławieństwo. Wszyscy byli zaskoczeni, rodzice kazali mi wracać do domu, ale powiedziałam im, że muszę sprawdzić gdzie jest moje miejsce. Okazało się, że sercanki bezhabitowe odtąd stały się moim domem - mówi s. Elżbieta.