Abp Mieczysław Mokrzycki, wieloletni sekretarz papieża Polaka, był gościem parafii św. Jana Pawła II w Lublinie. Podczas spotkania odpowiadał na pytania i dzielił się wspomnieniami z codziennego życia obok Ojca Świętego.
Najpierw była Msza św., a po niej rozmowa, którą poprowadziła dziennikarka Dorota Choma. Abp Mieczysław Mokrzycki odpowiadał na pytania i dzielił się wspomnieniami związanymi z Janem Pawłem II. Zapytany, czy papież w rozmowach wracał pamięcią do Lublina i lat spędzonych jako wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, przypomniał, że Ojciec Święty był niemal na bieżąco zorientowany w tym, co słychać na KUL i w samym Lublinie.
- Niejeden raz papież wspominał swoje podróże pociągiem z Krakowa do Lublina. Kiedy wysiadał na dworcu z nocnego pociągu, piechotą szedł do biskupa na śniadanie, a dopiero później na zajęcia ze studentami. Kiedy już jego życie przeniosło się do Rzymu, systematycznie w każde wakacje, odwiedzał papieża jego uczeń i następca na KUL, ks. prof. Tadeusz Styczeń, który zazwyczaj spędzał z Janem Pawłem II swój urlop. Była to okazja do wielu rozmów - mówi abp Mieczysław.
Wyjątkowe miejsce w sercu papieża zajmowały oczywiście strony rodzinne, czyli Wadowice, choć nie mówił o nich często.
- Papież rzadko publicznie mówił o swoim dzieciństwie. Był to temat, który wypływał zazwyczaj przy odwiedzinach gości z rodzinnych stron. Pamiętam, jak do Watykanu przyjeżdżał przyjaciel papieża Jerzy Kluger, wówczas rozmowy schodziły na lata spędzane razem w Wadowicach. O swojej rodzinie też nie mówił często. Mamy dobrze nie pamiętał, za to z wielką miłością i szacunkiem wspominał ojca, którego często widywał na kolanach. Z jednej strony był to twardy mężczyzna doświadczony przez życie śmiercią swoich dzieci i żony, a z drugiej bardzo wrażliwy, pełen miłości i wiary człowiek, który wychował przyszłego papieża. Czasami przyjaciele Jana Pawła II pytali go, czemu nie rozpocznie procesu beatyfikacyjnego swoich rodziców. Wówczas papież odpowiadał, że to rzeczywiście byli święci ludzie, ale on jako syn nie chce wynosić ich na ołtarze, by nie być posądzonym o brak obiektywnego patrzenia, ale nie wykluczał tego, że może kiedyś inny papież to uczyni - mówił abp Mokrzycki.
Wspominał też pamiętną wizytę Jana Pawła II w Wadowicach i jego rozmowę ze zgromadzonymi wówczas na Rynku mieszańcami.
- To były bardzo spontaniczne wspomnienia. Tamten dzień, w ogóle tamta pielgrzymka, była dla papieża dosyć trudna. Miał już problemy z chodzeniem, poślizgnął się w nuncjaturze i przewrócił, rozcinając głowę. Wezwaliśmy wówczas pogotowie, bo rana była głęboka. Lekarz, który opatrywał papieża był tak przejęty, że trzęsły mu się ręce. Założył kilka szwów i zakleił plastrem, który kilka razy zdejmował i poprawiał przepraszając papieża. Mimo tej niedogodności papież żartował, mówiąc żeby nie przepraszał, tylko w końcu się poprawił. Cała ta sytuacja była dosyć męcząca, tak że papież wówczas musiał trochę odpocząć. Jego homilię odczytał na Mszy św. kardynał Macharski, a papież ciągle zerkał na niego, jakby mówił "jak ty to czytasz!". Spotkanie w Wadowicach było więc niepewne, ale jednak się odbyło, przynosząc wszystkim wielką radość - wspominał gość.
Mówił także o prostocie modlitwy papieża, który od pierwszych chwil każdego dnia powierzał się Bogu.
- Po wstaniu z łóżka kładł się krzyżem na ziemi i odmawiał część Różańca, potem modlił się, odmawiając zwyczajny pacierz katechizmowy. Śpiewał "Godzinki", sięgał po starą książeczkę z modlitwami jeszcze z czasów seminaryjnych. Kiedy zatapiał się w modlitwie, często przerywał ją nucąc polskie pieśni. Lubił odmawiać wszystkie litanie. Przy organizowaniu pielgrzymek wiedzieliśmy, że w programie musi być czas na modlitwę, bo papież na pewno z niej nie zrezygnuje. To ona budowała jego świętość - podkreślał abp Mokrzycki.
Więcej będzie można przeczytać w 19 numerze "Gościa Lubelskiego".