Formator w lubelskim seminarium i opiekun czterech diakonów, którzy za chwilę przyjmą święcenia prezbiteratu, mówi m.in. o spadku liczby powołań.
Ksiądz Wojciech Rebeta prowadzi aktualnie rekolekcje dla czterech diakonów, którzy już w sobotę przyjmą święcenia kapłańskie. Wie, że seminarium, tak jak mogło, starało się przygotować tych młodych ludzi do bycia księżmi. Czy przygotowało ich dobrze, czas to zweryfikuje.
- Oni są różni, jak różni są ludzie. Mają swoje słabości, i dobrze, że je znają - mówi duchowny. - Wielu z ich kolegów odeszło w trakcie. Ci zostali, czyli przeszli pewną próbę dotyczącą stanu wiary, wielokrotnych pytań: czy to dla mnie, czy się nadaję.
Przyszli księża, jak mówi ks. Rebeta, rozeznali, że to ich miejsce. - A przecież seminarium to czas piękny, ale również bardzo wymagający i trudny - stwierdza. - Święcenia i różne uroczystości wyglądają bardzo ładnie i wzruszająco, ale jest codzienność, która sprawia, że trzeba zmierzyć się z samym sobą i z dzisiejszym światem, w którym jest dużo narzekania na Kościół jako na instytucję.
Na pytanie, czy funkcjonowanie dzisiaj seminariów w Polsce dostosowane jest do współczesnego świata, ks. Wojciech jako ojciec duchowny stwierdza, że trudno dać jednoznaczną odpowiedź. - Owszem seminaria funkcjonują na zasadach, jakie obowiązywały już wiele lat temu, jednak na poziomie organizacyjnym cały czas szukamy formuły, która wprowadzałaby ulepszenia. Dlatego jest wdrażany przede wszystkim tzw. okres propedeutyczny.
Są też, jak podkreśla ks. Wojciech, zmiany polegające na większym kontakcie indywidualnym ojców duchownych z klerykami. - Jest dużo spotkań, rozmów, wspólnego rozważania słowa Bożego. To wszystko na plus w stosunku choćby do czasów, kiedy ja byłem klerykiem. Zwiększony jest też nacisk na formację indywidualną w oparciu o słowo Boże: jest dużo medytacji i to naprawdę bardzo pomaga.
W lubelskim seminarium pierwszy rok kończy pięciu alumnów. Zaczynało ośmiu. W pewien sposób na spadek powołań zdaniem ks. Rebety na pewno wpływa tempo współczesnego życia i wszechobecny świat wirtualny.
- Wszędobylski internet na pewno przeszkadza młodemu człowiekowi oddać się modlitwie i mentalności służenia drugiemu człowiekowi. Sprawia, że żyje się szybko i powierzchownie, hasłowo. A, by żyć Panem Bogiem potrzeba wyciszenia. Oczywiście nie chodzi też o to, by stać się oddzielonym od życia, od ludzi, ale żeby prowadzić życie pogłębione, refleksyjne. Dziś to wielka sztuka - mówi kapłan.