O utworzeniu nowej parafii w Chełmie mówiono od jakiegoś czasu. Kiedy zapadła decyzja, że będzie jej patronować Święta Rodzina, radość była ogromna.
Wiadomość o tym, że na osiedlu została erygowana parafia i odbyło się poświęcenie placu pod jej budowę, dotarła do Eugenii Oleszczuk, kiedy przebywała poza Chełmem. Wcześniej jej osiedle należało do parafii pw. Rozesłania Świętych Apostołów. Problemem były jednak powroty z wieczornych Mszy św., gdyż trzeba było przechodzić obok często pijanej młodzieży, zbierającej się na ul. Lwowskiej, a nie należało to do przyjemności i rodziło duży stres. Dlatego wiadomość o powstaniu nowej parafii na osiedlu była wielkim wydarzeniem. Proboszczem, a zarazem budowniczym kościoła, został ks. Jan Pokrywka.
- Początkowo Msze św. przeżywaliśmy w prowizorycznej kaplicy zaaranżowanej w pomieszczeniach po sklepie meblowym w jednym z bloków. Było tam ciasno i gorąco, nie wszyscy mogli się zmieścić. Wiele osób stało na zewnątrz, ale cieszyliśmy się, że mamy blisko i że kiedyś będziemy mieli swój kościół - opowiada pani Eugenia.
Pierwszym wikariuszem był ks. Piotr Siwko - opiekun wspólnot, które zaczęły powstawać. Pierwszą był Legion Maryi, a potem róże różańcowe jako owoc pracy „legionistek”, które chodząc od mieszkania do mieszkania, zapraszały parafian do wspólnej modlitwy. Na prośbę proboszcza wybrana została rada parafialna, w skład której weszły osoby najbardziej zaangażowane z kół różańcowych. Proboszcz żartował, że ma pierwszą w diecezji „radę na kółkach”. Rozpoczęła się budowa. Potrzebne były ogromne fundusze. Proboszcz zdobywał je, jeżdżąc po parafiach w Polsce, a nawet dalej, po Europie.
- My również chcieliśmy pomóc w zbieraniu pieniędzy, więc wyznaczone osoby odwiedzały parafian co pewien czas i kwestowały na budowę. Ofiarność ludzi była różna, ale wszyscy dawali, ile mogli. W mojej pamięci pozostała jedna taka sytuacja, kiedy bardzo uboga osoba, która miała wiele długów, dała na budowę sporą kwotę. Zdziwiłam się, a ona powiedziała, że jej sytuacji te pieniądze nie uratują, a skąd proboszcz weźmie, jak ludzie nie dadzą, a ona tak pragnie, żeby ten kościół był wybudowany - wspomina pani Oleszczuk. Pierwsza Msza w budującym się kościele odbyła się w Wigilię Bożego Narodzenia. Eucharystię celebrował ks. arcybiskup Józef Życiński. - Było bardzo zimno, ciemno, ale przyszło dużo ludzi, bo modliliśmy się w naszym kościele - podkreślają parafianie.
W 2005 r. oddana została do użytku plebania. Kapłani mogli już tu zamieszkać, powstała kancelaria parafialna, a w piwnicy prowizoryczna kaplica, w której sprawowane były Msze św. Pomieszczenie było niewielkie, ale żeby było przytulniej, ludzie przynosili dywany i wykładali nimi cementowe posadzki. - Razem z proboszczem wymyślaliśmy różne sposoby na zdobycie potrzebnych funduszy. Oprócz zbierania pieniędzy w poszczególnych blokach, były też zbiórki złomu i makulatury.
- Rosły mury kościoła, ale również rozwijała się nasza wspólnota różańcowa, powstawały nowe Róże. Najważniejsze jednak, że nauczyliśmy się wspaniale współpracować ze sobą. Tworzyliśmy grupę chętną do podejmowania nowych wyzwań i pomysłów. Jeden z nich to robienie i sprzedawanie wiązanek zielnych na 15 sierpnia. Z braku miejsca na tworzenie tych wiązanek, pierwsze robione były w moim mieszkaniu. Pomysł bardzo dobrze został przyjęty przez parafian. Tak powstała tradycja trwająca do tej pory, z tym, że obecnie przygotowaniem wiązanek zajmują się panie z róż różańcowych z Żółtaniec - mówi pani Eugenia.
Proboszcz, ks. Pokrywka, chciał jak najszybciej wybudować kościół, bo ceny materiałów budowlanych w tym czasie bardzo rosły. Udało się! Rekord prędkości - 4 lata. Już 6 października 2007 r. ks. abp Józef Życiński poświęcił kościół.
- Teraz mogliśmy się modlić w lepszych warunkach, chociaż jeszcze wiele brakowało. W różach różańcowych zbieraliśmy od chętnych comiesięczne ofiary. Byliśmy sponsorami wielu rzeczy, wielkich i drobnych, takich jak: witraże, żyrandol, obraz Matki Bożej Chełmskiej, sztandar Żywego Różańca, dzwon św. Rodziny, ławki i inne. Ogółem na nasz kościół ofiarowaliśmy około 140 tys. zł - mówi pani Oleszczuk.
Niestety, nie wszyscy cieszyli się z tego. Znaleźli się tacy, którzy nocą wyrwali mechanizm uruchomiający dzwony. Proboszcz Jan bardzo to przeżył, ponieważ odczytał to jako działanie przeciwko sobie. Wkrótce po tym zdarzeniu ciężko zachorował i zmarł 9 kwietnia 2014 r. Nastał czas oczekiwania, co będzie dalej.
- Modliliśmy się o nowego, dobrego pasterza. Pan Bóg jest wielki i dobry, wysłuchał nasze prośby i dał nam proboszcza takiego, o jakim nawet nie śmieliśmy marzyć - ks. Mirosława Bończoszka. To wspaniały duszpasterz i gospodarz otwarty na drugiego człowieka - podkreślają parafianie.