Na ten dzień wszyscy czekali z niecierpliwością. Do Lublina miał przyjechać Jan Paweł II, który przecież przez wiele lat związany był z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, znał miasto, miał tu przyjaciół. Trzeba to było jakoś przygotować.
Kiedy było wiadomo, że papież do nas przyjedzie, trzeba było znaleźć miejsce na spotkanie miliona ludzi. Oczywiste było, że Ojciec święty odwiedzi Majdanek i KUL. Biskup Ryszard Karpiński zabiegał by zatrzymał się też w katedrze, do której lubił zaglądać na modlitwę, gdy przyjeżdżał do Lublina na zajęcia ze studentami. Nie wiadomo jednak było, gdzie odbędzie się spotkanie z rzeszą wiernych. Miejsce musiało być dobrze przygotowane, łatwo dostępne i stwarzać możliwości zbudowania na tyle dużego ołtarza, by pomieścić nie tylko papieża wraz z biskupami, ale i 50 diakonów z całej Polski, którzy mieli otrzymać święcenia kapłańskie.
- Organizatorzy mieli do dyspozycji i do wyboru wiele miejsc, a nam bardzo zależało, żeby to było na Czubach. Decyzja do nas nie należała, trzeba było modlitwy. Może Duch Święty natchnął abp. Bolesława Pylaka? Zadzwonił do mnie i mówi: „Ty interesowałeś się przyjazdem papieża do Lublina. Weź plan, inżyniera, objedźcie Lublin i na planie zaznacz, gdzie mógłby być przyjęty Ojciec Święty, gdzie mogłaby zostać odprawiona Msza św. dla przynajmniej miliona ludzi”. Od razu tej samej niedzieli pojechaliśmy i obejrzeliśmy wszystkie dostępne miejsca, ale ja wiedziałem, że Czuby są najlepsze - wspomina ks. Ryszard Jurak, wieloletni proboszcz parafii Świętej Rodziny i organizator spotkania z Janem Pawłem II w Lublinie.
Budujący się kościół Świętej Rodziny miał się stać centralnym miejscem uroczystości. Teren trzeba było jednak odpowiednio przygotować, a czas był krótki. - Proszę sobie wyobrazić, że trzeba było wykopać 12 tysięcy dołków i zrobić
Na spotkanie przybyło ponad milion osób. Dziś po łąkach, które wtedy pielgrzymów przyjęły nie ma śladu. Stoją tu nowe osiedla, a młoda wówczas parafia Świętej Rodziny podzieliła się z czasem swoim terytorium z kolejnymi powstającymi w okolicy parafiami.
- Na spotkaniu z Janem Pawłem II byłam z całą moją rodziną. Rodzice, starszy brat, ciocia z wujkiem i ja. Miałam wtedy 16 lat i wiedziałam, że dzieje się coś wielkiego. Szliśmy na Czuby piechotą z Bronowic, gdzie mieszkaliśmy, a z nami tłumy ludzi. Nie było mowy żeby zmieścić się na chodniku, więc ludzie szli ulicą, nieśli flagi biało-żółte lub biało-niebieskie, a nawet śpiewali pieśni religijne. To było coś niesamowitego. Dziś sama mam dorosłe dzieci i tak się złożyło, że zarówno ja, jak i moi najbliżsi mieszkamy na Czubach, dokładnie na terenach, gdzie odbywało się spotkanie z Janem Pawłem II. Z okna mojego bloku widzę krzyż papieski obok kościoła, który wtedy dopiero się budował i często, stając w oknie, modlę się za wstawiennictwem św. Jana Pawła II. Jestem wdzięczna Bogu, że mieszkam właśnie w tym miejscu - mówi Jolanta Kondracka.