Archidiecezja lubelska ma dwóch nowych kapłanów ks. Emiliana Wolskiego i ks. Mateusza Popka. Zapytaliśmy ich o rozeznawanie powołania i drogę, która doprowadziła ich do dnia święceń.
Ksiądz Mateusz Popek pochodzi z parafii Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Palikijach. Kiedy opowiada o swoim powołaniu, wraca myślą do własnej Pierwszej Komunii świętej.
- Kilka miesięcy po tym ważnym dla mnie wydarzeniu poprosiłem całym swoim dziecięcym sercem o łaskę zdrowia dla pewnej bliskiej mi osoby. Jako dziecko oczekiwałem, że zaraz to otrzymam, ale mijały kolejne dni, a tu nie ma efektu. Jak przystało na małego chłopca, obraziłem się na Pana Boga. Chodziłem do kościoła, bo w mojej rodzinie wiara była żywa i praktykowana, ale miałem chłód w sercu i pretensje, że Bóg mnie nie wysłuchał. Z perspektywy czasu widzę, że Bóg ma swój plan i odpowiedni czas, bo ta osoba, za którą się modliłem rzeczywiście wyzdrowiała. To pokazało mi, że jestem mały i niecierpliwy. Zrozumiałem, że nie mogę narzucać Bogu, jak i kiedy ma działać. Poszedłem do spowiedzi, przeprosiłem za swoje zachowanie i poprosiłem, że Bóg prowadził mnie w życiu. To wtedy zostało zasiane pierwsze ziarenko powołania, zapragnąłem być blisko ołtarza. Powiedziałem rodzicom, że chcę być ministrantem jak mój starszy brat, ale rodzice nie wiedzieli, czy ksiądz proboszcz się zgodzi bo miałem głęboką wadę wymowy. Jednak nasz proboszcz - ks. Jan - zaprosił mnie bym dołączył do groma ministrantów, a moje problemy z wymową nie miały dla niego znaczenia. Byłem bardzo szczęśliwy, a bliskość ołtarza sprawiała taką radość, że już jako dziecko mówiłem, że będę księdzem, choć oczywiście miałem też etap, że będę sędzią, czy policjantem. Kapłaństwo jednak wciąż wysuwało się na plan pierwszy jako wielkie pragnienie - podkreśla ks. Mateusz.
Wiara pomogła mu także w bardzo trudnych momentach życia. Kiedy miał 13 lat, zmarł jego tato. Ufność w Boże prowadzenie pomogła mu przeżyć żałobę. Widząc jego postawę, kapłani pracujący w Palikijach, wspierali Mateusza w rozeznawaniu powołania. Dorastał blisko kościoła i chciał służyć Bogu tak bardzo, że nawet będąc w liceum chciał przerwać naukę i wstąpić do zamkniętego zgromadzenia. Jednak po rozmowie z księdzem katechetą podjął decyzję, że skończy liceum, napisze maturę i wtedy zdecyduje.
- Tak się stało. Po maturze postanowiłem wstąpić do seminarium, choć moi znajomi zakładali się, jak długo wytrzymam, bo znany byłem z tego, że nigdy nie opuszczałem rodzinnego domu na więcej niż trzy dni. Przyglądali się więc, jak sobie radzę. Minął tydzień, drugi, potem miesiąc i kolejny, a ja nie zamierzałem wrócić. Wytrwałem sześć lat w seminarium w wielkiej radości - mówi ks. Mateusz.
Z perspektywy czasu wielu ludzi, którzy odradzali mu bycie księdzem z różnych powodów, zobaczyło, że autentyczne powołanie niesie po prostu szczęście. - Moi nauczyciele w szkole doradzali mi raczej prawo, czy jakiś zawód medyczny, ale mnie to nie pociągało, choć mieli dobre rozeznanie moich zdolności, bo ja rzeczywiście lubię prawnicze podejście do wielu kwestii i interesuję się także różnymi zdrowotnymi aspektami życia. Potrafię nawet zrobić zastrzyk. Jednak te zainteresowania, które w wolnym czasie rozwijam, podobnie jak jazdę na rowerze przed operacją są czymś dodatkowym, a nie sednem mojego życia - mówi ks. Mateusz.
Kapłańska droga rozpoczęła się 25 maja w archikatedrze lubelskiej. Życzymy ciągłego rozpalania wiary zarówno we własnym sercu, jak i sercach tych, którym kapłani będą posługiwać.