W ciągu kilku godzin tysiące osób SMS-ami przekazało sobie informację: "Jesteśmy, pamiętamy, czuwamy. Młodzież Lublina z Janem Pawłem II. Weź świecę i żółtą chustkę. Przekaż dalej".
Początek kwietnia 2005 roku nabrzmiały był w Polsce modlitwą za Jana Pawła II. Od kilku dni wiadomo było, że stan zdrowia papieża się pogarsza, że zaczęło się odchodzenie do domu Ojca. Tysiące ludzi gromadziły się w Rzymie, czuwając na Placu św. Piotra, ale tysiące gromadziły się też w różnych częściach świata, także w Lublinie.
Punktualnie we wskazanych miejscach zjawiały się tłumy, żeby się modlić, wtedy jeszcze o zdrowie dla cierpiącego papieża. Przychodzili harcerze, uczniowie, studenci, także ci, którzy od dawna nie odwiedzali kościoła. Byli też starsi, którym papież udowadniał, że nawet po osiemdziesiątce można z radością przeżywać jesień życia, nie tracąc kontaktu z młodymi ludźmi. Słowa Ojca Świętego: „Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie i za to wam dziękuję”, jeszcze bardziej zmobilizowały młodzież do modlitwy. Młody Lublin chwycił za komórki, rozsyłając jeden drugiemu zaproszenie na czuwanie w kolejny dzień.
Ukochana przez papieża modlitwa różańcowa, która aż do Mszy w archikatedrze towarzyszyła tysiącom ludzi na placu Litewskim, połączyła pokolenia. Młodzi, ich rodzice oraz najstarsi lublinianie razem czuwali przy Ojcu Świętym. Ogromna liczba przybyłych na modlitwy sprawiła, że tylko części osób udało się wejść do kościoła, inni modlili się na placu przed archikatedrą. „Stan Ojca Świętego jest bardzo ciężki, ale nie zmienia się” – mówił wówczas na zakończenie arcybiskup Józef Życiński. Ludzie jednak byli gotowi na przyjęcie smutnej informacji, którą świat usłyszał 2 kwietnia o 21.37.
1 kwietnia jednak jeszcze wszyscy czuwali i trudno było wyobrazić sobie Kościół i świat bez Jana Pawła II. Dla Polaków był on symbolem wolności, przewodnikiem po nowych czasach, w których po upadku komuny nie każdy mógł się odnaleźć. Był autorytetem, który bronił życia, wartości pracy, rodziny. Z miłością całował ziemię kraju, który odwiedzał w swoich licznych pielgrzymkach.
– Kiedy widziałam odchodzącego papieża zaczęło się rodzić pytanie, co zmienił w moim życiu, co pamiętam z jego słów, jak je realizuję. Nie chodziło tylko o poczucie dumy narodowej, bo papież jest Polakiem, ale o głębię, czy zostanie we mnie coś więcej niż wspomnienie kremówek, które papież lubił. Wtedy każdy z nas z entuzjazmem odpowiadał, że wróci do papieskich tekstów, że będzie jego nauczanie przekładał na codzienne życie, że z szacunkiem będzie odnosił się do drugiego człowieka. Minęło 20 lat od jego śmierci, co z tych obietnic zostało? – pyta pani Agnieszka Kicińska, katechetka, która z młodzieżą 20 lat temu uczestniczyła w papieskich marszach.