W minioną sobotę w Lublinie panowała atmosfera radości, wzruszenia i wdzięczności. Wolontariusze, podopieczni, duszpasterze i przyjaciele Katolickiego Stowarzyszenia Niesienia Pomocy Osobom Niepełnosprawnym SILOE spotkali się, by świętować 40-lecie swojej wspólnoty.
Były wspomnienia dawnych lat, serdeczne uściski, śmiech i łzy wzruszenia. A nade wszystko głęboka świadomość, że przez cztery dekady Siloe było i wciąż jest miejscem spotkania, przyjaźni i wzajemnego ubogacania się.
Z potrzeby serca i wiary
Historia Siloe sięga pierwszej połowy lat 80., gdy młodzi ludzie z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Akademii Medycznej, pod duchowym przewodnictwem ks. Janusza Rzeźnika, postanowili poświęcić swój czas osobom z niepełnosprawnościami. To były trudne czasy - Polska poddana była licznym ograniczeniom ustrojowym, a temat niepełnosprawności pozostawał często na marginesie życia społecznego.
- Początek miał miejsce podczas rekolekcji w Kraczewicach. Tam odkryłem, że sens życia polega na tym, by dawać dobro innym. Wtedy zrodziła się potrzeba, żeby to kontynuować - nie tylko w wakacje. Zgromadziła się grupka młodzieży i odczytaliśmy dziewiąty rozdział Ewangelii św. Jana, o sadzawce Siloe - co znaczy "posłany". I tak się zaczęło. I dobrze, że się zaczęło - wspomina ks. Rzeźnik, współzałożyciel stowarzyszenia.
Pierwsze spotkania odbywały się regularnie, w każdą niedzielę, przy kościele rektoralnym na ul. Staszica. Młodzi wolontariusze, często jeszcze studenci, niezależnie od pogody wyruszali wcześnie rano, by dowieźć podopiecznych na Mszę Świętą i wspólne spotkania. Były modlitwy, rozmowy, przedstawienia i wspólne wyjazdy.
- Podziwiałem tych studentów. Zwozić niepełnosprawnych co niedzielę na Mszę Świętą to był ogromny wysiłek. Oni wychodzili z domu o siódmej rano, żeby być z chorymi na dziewiątą. To był wyczyn - dodaje ks. Rzeźnik z uśmiechem.
Siloe znaczy "posłany"
Nazwa wspólnoty, nawiązująca do biblijnej sadzawki, od początku miała głęboki sens. Siloe - to posłanie do służby, do czynienia dobra, do niesienia pomocy. Z biegiem lat działalność stowarzyszenia rozrastała się - oprócz spotkań duchowych i formacyjnych pojawiły się rekolekcje, pielgrzymki, a nawet wyjazdy zagraniczne.
Szczególnym wydarzeniem była pielgrzymka do Rzymu, zorganizowana w latach 80., kiedy podróż za granicę była dla większości Polaków marzeniem niemal nieosiągalnym.
- To był dar z niebios. Spotkaliśmy wtedy tylu życzliwych ludzi. W ciągu 17 dni odwiedziliśmy Wiedeń, Rzym, Lourdes, Paryż. Dla naszych podopiecznych było to wydarzenie życia. Do dziś wspominamy je z wdzięcznością - wspomina ks. Rzeźnik.
W jubileuszowym świętowaniu uczestniczył także ks. prał. Tadeusz Pajurek, przez wiele lat duszpasterz osób niepełnosprawnych w archidiecezji lubelskiej.
- Kiedy zostałem kapelanem szpitala PSK 1, naturalnie przejąłem opiekę nad Siloe. To było niezwykłe doświadczenie widzieć, jak osoby na wózkach, z pomocą wolontariuszy, uczestniczą w życiu Kościoła. Pamiętam pielgrzymki do Częstochowy, spotkania integracyjne, zabawy, przyjaźnie, które łączyły wolontariuszy, kapłanów i osoby niepełnosprawne. To wspólnota, która uczy, że Kościół naprawdę jest otwarty dla wszystkich - wspomina ks. Pajurek.
Dla ks. Pajurka tamten czas był szkołą patrzenia na drugiego człowieka z nową wrażliwością.
- Nauczyłem się, że osoby niepełnosprawne mają ogromną wewnętrzną siłę i inicjatywę. Trzeba im tylko pomóc, czasem dosłownie wynieść z czwartego piętra bez windy - i po prostu wysłuchać - dodaje ks. Pajurek.
Być razem - proste dobro
Uroczystości jubileuszowe rozpoczęła Msza Święta pod przewodnictwem bp. Adama Baba, który w homilii podkreślał znaczenie towarzyszenia osobom z niepełnosprawnościami w codziennym życiu.
- Czterdzieści lat temu to, co dziś jest standardem, było odważnym, nowatorskim myśleniem, aby po prostu być z tymi ludźmi. Dzielić życie, uczestniczyć razem w liturgii, w pielgrzymkach, w radościach i zwyczajności. To bycie razem jest prostym, a zarazem najpiękniejszym dobrem - mówił bp Bab.
Po Mszy Świętej uczestnicy przeszli do auli Caritas w Domu Nadziei. Były wspólne śpiewy, projekcja zdjęć z dawnych wyjazdów, a na końcu - jubileuszowy tort. Wśród obecnych twarze znane od dekad i te młodsze, które dopiero wchodzą w duchowe dziedzictwo Siloe.
- To jest nasza wielka rodzina. Dużo zawdzięczam Siloe, a szczególnie wolontariuszom. Dla mojego syna te spotkania, wyjazdy, kontakt z ludźmi - to całe życie. Ja sam nie mógłbym mu tego zapewnić. Tu czujemy się jak w domu - mówi pan Jurek Słomka, który od 25 lat uczestniczy w życiu stowarzyszenia wraz z synem Andrzejem.
Pan Mirosław Duda, związany ze stowarzyszeniem od ponad 30 lat, wspomina:
- To wielka radość, że nie siedzimy w domu, tylko możemy się spotkać, pojechać na pielgrzymkę, pobyć razem. Pamiętam spotkania z Janem Pawłem II - te chwile zostają w sercu na zawsze.
Ich słowa potwierdzają, że Siloe to nie tylko organizacja, ale wspólnota serc. To miejsce, w którym każdy, niezależnie od swoich ograniczeń, może odnaleźć sens, przyjaźń i radość życia.
Dziś członkowie stowarzyszenia nadal spotykają się regularnie w kościele pw. św. Piotra Apostoła w Lublinie. Co dwa tygodnie gromadzą się na Mszy Świętej, po której wspólnie spędzają czas. Organizują rekolekcje, spotkania świąteczne, wyjazdy wakacyjne i pielgrzymki.
- W ich szeregach są zarówno osoby niepełnosprawne, jak i wolontariusze - studenci, osoby pracujące i seniorzy. Siloe to wspólnota, która nie tylko wyciąga ludzi z domów, ale przede wszystkim jest z nimi. To wspólnota, w której każdy może poczuć się potrzebny i kochany. Przede wszystkim chodzi o bycie ze sobą. Nie tylko o organizowanie wydarzeń, ale o obecność, rozmowę, wspólne spędzanie czasu - podkreśla ks. Bogusław Suszyło, obecny duszpasterz SILOE.
A czego życzyłby założyciel wspólnoty na kolejne lata?
- Żeby trwało. Bo to dzieło jest darem dla nas wszystkich - odpowiada z uśmiechem ks. Rzeźnik.
Czterdzieści lat minęło, a Siloe wciąż pozostaje posłane - do służby, do przyjaźni, do miłości. W świecie pełnym pośpiechu i samotności, wspólnota ta przypomina, że najważniejsze jest po prostu być razem.
(obraz) |