Mleko się rozlało…

Media pokazują to, co dzieje się na naszych ulicach. Tylko my wiemy, co dzieje się w naszych domach… Linia tektoniczna często przebiega w poprzek naszych stołów, które powinny być miejscem spotkania.

Mechanizm wydarzeń ostatnich dni jest niestety tak przewidywalny, że gdyby nie skrajne emocje i bolesne obrazy przekazywane przez media, można by jedynie dodać: „znów to samo”. Smutny paradoks: w imię miłości, miłosierdzia, tolerancji, godności – ludzie znów zaczynają się obrzucać błotem, najgorszymi wyzwiskami, a przemoc na ulicach nie jest już przemocą li tylko symboliczną. Co gorsza, obie strony sporu odmawiają sobie kompetencji etycznych, z pełnym przekonaniem wskazując po drugiej stronie barykady – tę gorszą część społeczeństwa. Media pokazują to, co dzieje się na naszych ulicach. Tylko my wiemy, co dzieje się w naszych domach… Linia tektoniczna często przebiega w poprzek naszych stołów, które powinny być miejscem spotkania.

Nie godzę się na to. Z premedytacją nie wchodzę w kolejny jałowy spór, bo wiem, że najdłuższa litania „moich argumentów” będzie tylko jałową wyliczanką, na którą mój przeciwnik odpowie kolejną kontrwyliczanką. Smutna, odwieczna zabawa w „palec pod budkę”. Przychodzi mi do głowy jedna smutna konstatacja: w tej wojnie nie ma już niewinnych. Z każdej strony padło o słowo (ba, żeby jedno!) za dużo. Nie godzę się na profanowanie kościołów, które powinny być domami modlitwy. Ale nie godzę się też na wulgarny język pod adresem protestujących kobiet. Infantylizacja postaw z obu stron to najsmutniejsze, co mogło się nam przytrafić.

Coś w tym wszystkim chyba jednak się zmieniło. W wypowiedziach wielu duchownych przewija się jak mantra jedna fraza: „Nie dziwi mnie, że lewaczki i feministki, no ale reszta?!” Reszta, czyli w domyśle: ci, którzy wierzą, praktykują, są „nasi”. Tak, coś się zmieniło, w sposób wyraźny, a jednak niepostrzeżenie dla dużej części naszych pasterzy. Mleko się rozlało, ale nie wczoraj czy przedwczoraj, lecz dużo wcześniej.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..