W parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na lubelskiej Bazylianówce trwają misje ewangelizacyjne. Dzisiejszy dzień poświęcony jest przeżywaniu żałoby i śmierci. Odbędzie się także procesja na cmentarz.
Misje to szczególny czas na przyjrzenie się swojej wierze, relacjom z Bogiem, a także ze swoimi bliskimi. Te w parafii księży marianów mają szczególny charakter, gdyż są to misje ewangelizacyjne.
- Chcieliśmy czegoś, co może poruszy jakoś parafię bardziej niż tradycyjne formy. Do kościoła chodzą ci, którzy zazwyczaj robią to od dawna, i to oni dowiadują się, że są misje, ale do innych ta informacja nie dociera, stąd dużo wcześniej specjalnie się do nich przygotowywaliśmy, starając się dotrzeć do każdego domu z osobistym zaproszeniem - wyjaśnia ks. Roman Frąckowiak, proboszcz parafii.
O owocach będzie można mówić za jakiś czas, ale już w trakcie trwania tego szczególnego czasu widać poruszenie wśród ludzi. Tematy podejmowane przez ekipę misyjną w składzie ks. Adam Bajorski MSF, Iwona Zielonka i ks. Tomasz Wielebski dotykają różnych sfer życia: relacji, wiary, grzeszności, przebaczenia, rodziny i śmierci.
- Najważniejszą informacją z czasu misji jest ta, że mamy Króla - Jezusa Chrystusa, któremu możemy oddać każdą sferę naszego życia, a On wprowadzi w nią ład i pokój. Dotyczy to także żałoby i śmierci najbliższych, czyli najtrudniejszych zazwyczaj chwil w życiu człowieka. Powiedzenie, że czas leczy rany to bzdura. Żaden czas nie wypełni bólu i nie da nadziei, może to zrobić tylko Jezus, który mówi o sobie, że jest zmartwychwstaniem i życiem - mówi ks. Bajorski.
Podzielił się także osobistym przeżywaniem żałoby po śmierci mamy. - Jestem najmłodszym dzieckiem moich rodziców. Kiedy mama miała 90 lat i potrzebowała opieki, zapewniał ją mój średni brat. Któregoś dnia jednak zadzwonił do mnie z informacją, że lekarze zdiagnozowali u niego dwa nowotwory równocześnie i musi podjąć się leczenia. Nie może więc zapewnić opieki naszej mamie. Ja przejąłem tę rolę i przez 3 lata opiekowałem się nią tak, jak ona mną, gdy ja byłem dzieckiem. Kiedy mama zmarła, ból był przytłaczający. Zdałem sobie sprawę, że jestem tu na ziemi sierotą. Poszedłem do spowiedzi generalnej, by móc lepiej przylgnąć do Pana Boga w tym bardzo trudnym czasie. To dało mi siłę do przejścia wszystkiego, co wiąże się z pogrzebem. Kiedy patrzyłem na trumnę mojej matki, która opuszczana była pod ziemię, bez Jezusa nie dałbym chyba rady. Miałem jednak w sobie wielkie przekonanie, że tam, pod ziemią, nie skończyło się życie, ale moja mama jest w niebie i nie jest to koniec, ale początek. Wiara dała mi nadzieję na spotkanie. Ludzie niewierzący mają dużo trudniej, gdy umiera ktoś bliski. Dla nich oznacza to koniec, dla nas - oczekiwanie na ponowne spotkanie w wymiarze nieba - mówi ks. Adam.
Wszyscy, którzy noszą w sobie żal i nie przeżyli żałoby po śmierci kogoś bliskiego, zaproszeni są w piątek 12 maja wieczorem na Mszę św. o godz. 18, a po niej na procesję na cmentarz. Będzie też nauka o śmierci, która może pomóc w przeżywaniu straty kogoś bliskiego.