Samochodowy problem narasta. Nie pomagają prośby proboszcza, przynajmniej na Poczekajce, by na plac kościelny wjeżdżali tylko ci, którzy bezwzględnie muszą. Teraz tych, którzy muszą będzie jeszcze więcej…
Wielu ludzi do kościoła przyjeżdża samochodem, przynajmniej w Lublinie. Nie wiem czy dlatego, że mają daleko, czy dlatego, że im tak wygodniej. Każdy chce zaparkować niemal pod drzwiami świątyni, jakby pokonanie kilku kroków przekraczało ich możliwości. Ostatnio jest coraz gorzej. A to wszystko za sprawą nazwijmy ich roboczo drogowców. Jakieś trzy tygodnie temu na wielkiej zatoczce służącej w znacznej mierze za parking, nie tylko dla tych pobożnych, ale i dla mieszkańców osiedla Krasińskiego, zjawiła się ekipa owych drogowców. Stary bruk, którym owa gigantyczna zatoczka była wyłożona, został zdjęty. Wszyscy myśleli, że po to by położyć nowy. Chyba jednak wszyscy byli w błędzie. Po tygodniu pracy ekipa zniknęła zostawiając rozgrzebaną robotę, oddzieloną od trzypasmowej jezdni wstążką w narodowe barwy. W czasach swego istnienia, czyli jeszcze trzy tygodnie temu, zatoczka służyła, szczególnie w niedzielę, za parking dla przynajmniej 20 samochodów. Lud pobożny parkował i szedł na Mszę do kościoła po drugiej stronie ulicy. Teraz parkować nie ma gdzie.
Ludzie spoglądają na te rozgrzebane roboty z wielkim niepokojem. Ubity równiusieńko piasek poprzegradzany jest krawężnikami, które wyglądają jakby miały stanowić ramy trawnika!!! Czyżby nie było w planach upragnionych miejsc parkingowych ani dla pobliskich mieszkańców, ani dla wiernych? Nie posądzam o złą wolę drogowców, choć ja jak wszyscy okoliczni mieszkańcy chciałabym wiedzieć, kiedy ekipa powróci do swojej pracy i czemu ją porzuciła. Mam nadzieję, że ktoś, kto zarządził remont, nie zrobił tego zza biurka, ale pofatygował się na miejsce rozeznać w sytuacji. Gdyby tam, ku rozpaczy wielu, powstał trawnik, niezdyscyplinowani kierowcy mogą nie dać szansy trawie. A przecież było całkiem dobrze. Zatoczka na tyle duża, że i przystanek się mieścił i ludzie mieli łatwiej z parkowaniem. To co nie daje spać mieszkańcom, to wielkie koleiny na jezdni obok tej zatoczki, na których podskakujące samochody ciężarowe z naczepami robią taki hałas, że przy otwartym oknie nie można rozmawiać siedząc np. z rodziną przy kawie. Za fatalny stan ulicy Bohaterów Monte Cassino nikt się nie wziął, a za pożyteczną zatoczkę, nie wadzącą nikomu, owszem. Czy zawsze musi być tak, że trzeba człowiekowi tak ulepszyć życie żeby je utrudnić?